sobota, 31 marca 2012

Rozdział 2: "Game on"

(perspektywa Valerie)
Następnego dnia była sobota. W końcu weekend, więc mogłam spokojnie popracować nad kolejną listą. Skuteczne sposoby na samobójstwo.
1.      Wykrwawienie(po pocięciu żyletką). – musiałabym mieć coś ostrzejszego, jak… piła łańcuchowa? Nie, żyletka jest za słaba. A piła to żart.
2.      Skok z wysokiego budynku lub mostu. – odpada, za dużo ludzi by się zleciało.
3.      Powieszenie się. – cholera, chcę umrzeć szybko, a nie dusząc się na jakimś sznurze.
4.      Rzucenie się pod pojazd. – chcę samozagłady, a nie wypadku drogowego.
5.      Zadźganie się. – za duże ryzyko, że oskarżą rodziców lub inne osoby trzecie.
6.      Przedawkowanie leków.
Westchnęłam, patrząc na swoją żałosną listę i przekreślając ostatni punkt. Jakie leki, skoro ja nawet nie chodziłam do psychologa? Chodź nawet jakbym poszła to i tak powiedziałby coś w stylu „życie jest piękne, znajdź hobby, zakochaj się”. Tak, sru sru, dupa w kwiatach, jak to zwykła mówić moja kuzynka Alex.
- Jadę na miasto, kupić ci coś? – zajrzał do mojego pokoju tata.
- Możesz mnie zostawić w galerii, najwyżej wrócę autobusem. Muszę sobie kupić parę ciuchów – odpowiedziałam.
- Znalazłaś już jakąś pracę…? – zagadnął.
- Chyba, że chcesz, żebym chodziła do liceum zaocznego. Nie, nie znalazłam jeszcze nic dla siebie – westchnęłam i chwyciłam torbę. – Na razie mam rentę i kasę od was – dodałam.
W galerii handlowej od razu ruszyłam do mojego ulubionego sklepu, House, w którym były najlepsze T-shirty. No, jeszcze Cropp Town był dobry. W każdym razie przeglądałam sobie bluzki, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: Heath.
- Nie, nie pójdę z tobą teraz na szlugi – odparłam na starcie.
- Pamiętasz to zdjęcie, które zrobiła ci latem Jeanette? Ta z projektu „niepełnosprawne modelki” czy coś takiego?
- No i do czego to zmierza…? – wywróciłam oczami.
- Polubił je jakiś William Tommo. I wygląda zupełnie jak…
- Kolejne konto fikcyjne Louis’a. Ja pieprze, człowieku, dupe mi takim czymś zawracasz? – wywróciłam oczami i wkurzona rozłączyłam się. William Tommo. Dobre.
Spojrzałam w stronę biżuterii. Była tam pleciona bransoletka z napisem I ♥ One Direction. Cena: 2 funty. Nie tak dużo. Wzięłam jeszcze dwa T-shirty, zapłaciłam i przypomniałam sobie, że dzisiaj umówiłam się na kawę z Blair i Jeanette. Zjechałam na dół po ruchomych schodach i już byłam w Mont Blanc, najlepszej kawiarni w okolicy, serwującej wszystko z belgijską czekoladą. Pycha. One, tak jak ja, były Directionerkami, ale mieszkały w centrum i chodziły do prywatnej szkoły artystycznej, a ja do państwowej na przedmieściach.
- W końcu kupiłam tą bejsbolówkę, paczaj się – założyła na głowę czapkę Blair, a ja parsknęłam śmiechem i dosiadłam się do nich.
- Nie widziałaś jej zacieszu, jak znalazła z literkami Z.M – dodała Jeanette. Z.M czyli Zayn Malik, chłopak, który najbardziej z 1D podobał się Blair.
- A ja mam takie cacko – pochwaliłam się bransoletką dziewczynom.
- Bitch, please – powiedziały obie i pokazały swoje.
- O wy mendy społeczne, nie mówiłyście, że… - znowu mi zadzwonił telefon. – Ugh, to pewnie zno… ei jakiś nieznany numer – zdziwiłam się i odebrałam, włączając na głóśnik. – Halo?
- Dzień dobry, chcieliśmy tylko potwierdzenie, czy pojedzie pani na ten koncert One Direction. Tu funda…
- Tak, jadę.
- Aha. Życzę miłej zabawy. Do widzenia – rozłączył się mężczyzna.
- Koncert… - zaczęła Jeanette.
- … One Direction? – skończyła za nią Blair.
- Miałam wam mówić. Spędzę z nimi cały dzień i w ogóle. O, moja kawa! – upiłam łyk czekoladowej latte.
- Gdzie, kiedy, co, jak? – wypytywały się.
- Londyn, 9 marca. Ale tam nas będzie z 10 osób, więc wiecie. Grupowe zwiedzanie ich domu, hali koncertowej i bla bla bla. Nie poznam ich tak na serio.
- Ale do jasnej Anielki w końcu zobaczysz ich na żywo! To jest zajebiste – Jeanette zaświeciły się oczy, bo już raz była na ich koncercie, w Belfast. Wkradła się za kulisy i wbiegła na scenę. Ochrona ją wyprowadziła, a Harry zadedykował solówkę „tej, która chyba bawiła się najlepiej”.
- Wy to macie fajnie – burknęła Blair, która z kolei nigdy nie zdążała z kupnem biletów, ponieważ jej ojciec, z którym mieszkała był taki, że pół godziny się zbierał do kompa. W tyle to schodzi 5 koncertów!
- Załóż konto bankowe – zaśmiałam się.
- No jasne, marz sobie dalej. Przecież ta tu obecna dziewica o nazwisku Blair Ashley Cast się boi, że jak okradną bank to nie będzie miała swojej kasy – stwierdziła Jeanette i napiła się swojej kawy.
- To prawda! – broniła się „oskarżona”. – I jeszcze raz powiedz moje drugie imię to ja ci kurwa dam! – zrobiła groźną minę, a potem wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Tak, lubiłam je. Mimo iż spotykałyśmy się góra 2 razy w tygodniu zastępowały mi najlepszą przyjaciółkę. W jakiś sposób. No bo raczej Heath nie był typem osoby, której można zaufać. Proszę was, obiecał, że nikomu nie powie, że się przespaliśmy, a po weekendzie i tak wszyscy wiedzieli. Przez jakiś miesiąc musiałam udawać jego dziewczynę, żeby nie wyjść na zdzirę. A potem i tak wszyscy znaleźli sobie na „ofiarę” Olive, która zaszła w ciążę z jakimś studentem. Nie wnikam.
W każdym razie ostatnio rozmawiałam i widziałam się z Jade w grudniu 2010. Od tamtej pory nie otrzymujemy kontaktów. Dlaczego? Byłyśmy przyjaciółkami od 5 klasy podstawówki, obie zostałyśmy „zdradzone” przez tą samą pseudo przyjaciółkę. Wiedziałyśmy o sobie wszystko, kiedy nagle oznajmiła mi, że teraz, zaraz, wyjeżdża na kurs przygotowawczy do studiów i do lepszej szkoły. Bo jej rodzice chcą, żeby poszła na medycynę. JADE I MEDYCYNA?! Ona była urodzoną artystką! Ale nie protestowała. Pojechała do tego cholernego Londynu zostawiając mnie samą. I jak to się skończyło? Dziwną znajomością z Heath’em i utratą dziewictwa. Jej wyjazd wszystko zmienił. Ja się zmieniłam. Popadłam w nałóg, stałam się chamska i oschła. Potem przez Twitter’a poznałam Blair i Jeanette i jakoś się lepiej układa, ale nadal… to nie to samo.
(perspektywa Jade)
Wchodziłam właśnie do Milkshake City, żeby kupić sobie shake’a po szkole, kiedy zobaczyłam tą kartkę na drzwiach:
„W dniach od 24 lutego do 9 marca 2012 nasz bar będzie zajęty przez fundację ‘Mam Marzenie’. Nie powiedzieli jednak, że nie możemy zdradzić, co się będzie działo. A więc przyjadą tu niepełnosprawne fanki One Direction, a przed barem będzie można ich spotkać. Niby przychodzą tu codziennie, ale najbardziej zagorzałe fanki mogą przyjść i ich zobaczyć. Matthew”
Zaśmiałam się, zamówiłam czekoladowy napój i usiadłam przy stoliku, wyciągając z torby laptopa.
- Ty też będziesz robić TwitCam? – zapytał właściciel, Matthew. Od jakiegoś czasu przyjeżdżały tu Directionerki z różnych krajów i robiły TwitCamy, norma.
- Nie, ty wariacie – parsknęłam śmiechem. – Ładnie chłopaczków wkręciłeś – dodałam i weszłam na Skype’a. Valerie była dostępna. Pierwszy raz od… jak dawna? Zrobiłam głęboki wdech i kliknęłam „zadzwoń”. Po kilku sygnałach rozłączyła się i wylogowała. No tak, musiałaby być prawdziwą idiotką, żeby się nie obrazić. Dostałam swój shake, więc upiłam kilka łyków i zaczęłam oglądać zdjęcia swoich nowych prac, a potem wróciłam do rzeczywistości i tych głupich notatek, które niby miałyby mi pomóc na egzaminach na studia. Przecież to był poziom gimnazjum!
- „Ludzie z depresją chodzą wiecznie przygnębieni, czego skutkiem mogą być przewlekłe choroby układu nerwowego…” – mruknęłam pod nosem. – To chyba ja mam depresję – powiedziałam do siebie, gdy zobaczyłam, że ktoś nade mną stoi. – Nie zakradaj się tak, Niall – parsknęłam śmiechem i poklepałam fotel obok siebie. Zaśmiał się i pocałował mnie w policzek na powitanie.
Zdziwieni? Ja i Niall znaliśmy się już od jakiegoś czasu, głównie dlatego, że codziennie przychodził do Milkshake City po południu, tak jak ja. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, ale on nie wyglądał na takiego, który szuka dziewczyny, więc już dawno odpuściłam sobie próbowanie podrywania go czy cokolwiek. Z resztą chłopaków aż tak dobrze się nie znam, widziałam ich raz i to dlatego, że przyszli do MC na spotkanie z fanami. No a ja jestem fanką, czyż nie?
- Depresja? – uniósł brew i usiadł, od razu wykradając mi shake’a.
- Haha, nie. Oddaj mi to! – wychyliłam się, żeby mu zabrać mój napój, a on wypił go przez słomkę jednym duszkiem. – Pff, głupek – odsunęłam się od niego i założyłam ręce na piersi, udając obrażoną.
- Przepraszam, kupię ci nowy – zrobił minkę słodkiego pieska, która mogłaby wydać się mu pomocna. Gdyby nie to, że w stosunku do mnie jej nadużywał.
- Nie dam się na to nabrać – uniosłam brew.
- Wiesz jak ja cię lubię… - zatrzepotał rzęsami, jak mała dziewczynka. Parsknęłam śmiechem i zmierzwiłam mu włosy.
- Wiesz, że na ciebie się obrażać nie potrafię – dodałam i ścisnęłam mu policzek niczym troskliwa ciotka.
- Jakie to słodkie – mruknął za naszymi plecami sam Harry Styles. – Cześć, eee…
- Jade – wywróciłam oczami.
- Racja. Jade. Dobra Horan, masz 10 minut na pożegnanie się z koleżanką, bo jedziemy na ten wywiad, co nie? Jak się nie pośpieszysz to będziesz popierdzielał na piechotę jak ostatnio – zaśmiał się, kupił sobie shake’a i wyszedł.
- Bracia, co? – zrobiłam ironiczną minę.
- Coś go dzisiaj ugryzło, od rana taki jest – wzruszył ramionami. – Muszę się zbierać – westchnął i zrobił nagle minę, jakby go olśniło. – Emm… masz jakieś plany na piątkowy wieczór?
- Wkuwanie, jedzenie chińszczyzny i oglądanie powtórek X-Factor’a, nic specjalnego – wzruszyłam ramionami i schowałam laptop do torby. – A ty?
- No bo… no ten… - podrapał się po karku, mając lekko zdezorientowaną minę. – Masz ochotę zobaczyć Londyn nocą?
Pokiwałam powoli głową, nie wiedząc o co chodzi.
- Bo mam wejściówki na London Eye – ciągnął – od Louis’a, bo on ma lęk wysokości, a dostał od jakiejś fanki – wyjaśnił.
- Ale ja jestem dziwna: mieszkam tu ponad rok i nigdy tam nie wjeżdżałam – parsknęłam śmiechem wstając i zakładając kurtkę. Niall, jak dżentelmen wstał razem ze mną i podał mi torbę. – To o której się widzimy?
- W Nando’s, koło siódmej?
- Nie pytaj, no jasne! – pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wyszłam.
(perspektywa Liam’a)
- Co ty taki, jakby ci powiedzieli, że masz wszędzie żarcie za darmo? – zapytał Zayn, gdy Niall baletowym krokiem wszedł do salonu, gdzie graliśmy w gry video.
- Zrobiłem jak kazałeś: umówiłem się z Jade – zwrócił się do mnie, a ja się uśmiechnąłem. Za to Malik nie wyglądał na zadowolonego:
- Tą śliczną blondynkę z Irlandii Północnej?! Ale ja ją zaklepałem!
- Masz pecha, bo cię nie chce – pokazał mu język blondyn, za co dostał pstryczka w nos.
- Ei, eii, nie bić się! – wstałem i powstrzymałem ich.
- TO ON ZACZĄŁ!!! – krzyknęli oboje zakładając ręce na piersi.
- Wina zawsze leży pośrodku – powtórzyłem słowa, które zawsze mówiła moja mama, żeby pogodzić moje siostry i objąłem ich ramionami. – Wiecie, że i tak jesteśmy braćmi – dodałem i zrobiliśmy „niedźwiadka”.
(perspektywa Valerie)
Powoli pchnęłam szklane drzwi szpitala, w którym robiłam badania od 9 lat. Zgłosiłam się do rejestracji i podałam nazwisko.
- To co, tylko badanie nogi? – spytała pani Newton, starsza kobieta z miłym uśmiechem.
- Nie, ja… zarejestruje mnie pani do psychologa?
- A co się stało…?
- To… prywatna sprawa – odparłam, a ona pokiwała głową i dała mi kartkę ze skierowaniem na za tydzień.
Zabawa się zaczyna.

___________________________________________
I znacie wszystkich bohaterów mniej-więcej, fuck yeah! Mało akcji, ale co tam, olać to ;]
No i... WOW! 26 KOMENTARZY POD 1 ROZDZIAŁEM, A OBSERWUJĄCYCH 20! ;o Zgłębiacie czarną magię czy co? Zgaduję, że uczycie się u Ś.P. Voldemorta? XD No nic, następny dopiero... Nie wiem, ale na pewno nie jutro, haha. Trochę sobie poczekacie, co będzie dalej ;) Nadal podawajcie swoje Twittery, jeżeli chcecie być powiadamiani!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
@MargaaStyles xx

piątek, 30 marca 2012

Rozdział 1: "Like in my favourite song..."


(perspektywa Liam’a)
- To ile mamy wybrać osób z tej fundacji? – spytał Niall, przeżuwając kawałek pizzy.
- Nie mamy wybierać, tylko określić dni – wyjaśniłem reszcie chłopaków, pokazując im długą listę podopiecznych fundacji „Mam Marzenie”. Siedzieliśmy w mojej, Niall’a i Zayn’a części kompleksu.
Cała akcja polegała na tym, że po 10 osób(głównie dziewcząt) przyjedzie do wybranego miasta na jeden dzień z nami, a wieczorem na koncert. 15 miast. Łącznie było 150 osób. Ale poznawanie fanów, w szczególności niepełnosprawnych, to nowe doświadczenie.
- No to na początek może wiekowo? No wiecie, najmłodsze dla was, najstarsze dla mnie – wyszczerzył się Harry, zarzucając ciemnymi lokami, a Louis zrobił oburzoną minę:
- Od kiedy to lubisz dziewczyny?!
- Oj nie bulwersuj się Louis, wiesz, że on i tak cię kocha – parsknął śmiechem Zayn. - Dobra, wiekowo, tak…? No to tu masz: 6 lat, 11… Do dwunastu w pierwszej grupie. Potem 13-15 i tak dalej, żeby na końcu trafić na najlepsze do podrywu – poruszył śmiesznie brwiami, na co Niall prawie zadławił się swoją pizzą.
- Nie zapominajcie, że gapić się możecie tylko w oczy, tak? Chyba, że są niewidome, to wtedy… - zacząłem.
- Wiem o co chodzi, Tatusiu – zmierzwił mi włosy Lou, uśmiechając się szczerze. – Traktować je normalnie, ale z większą troską. Się rozumie kapitanie – zasalutował, a ja wywróciłem oczami, przepisując listę wiekowo na kartkę. Po jakiś pięciu minutach Larry zniknęli w swojej części kompleksu, Zayn poszedł na „drzemkę dla urody”, a Niall zasnął z pustym pudełkiem pizzy na brzuchu. Cały czas kopał mnie, więc musiałem usiąść na podłodze, żeby nie dostać siniaków. Pół godziny później lista była gotowa. Podzieliłem grupy tak, żeby każdy z nas jakby „bardziej” zajmował się dwiema dziewczynami podczas „dnia z 1D”. Chodź one i tak pewnie „pozamieniają się chłopakami”. Ostatnim nazwiskiem na mojej liście, piętnastego dnia była niejaka 19-letnia Valerie Hayley Humphrey z Północnej Irlandii, czyli części wyspy Irlandii, która należała do Wielkiej Brytanii. Bo zapewne mało osób uważało na geografii i nie wiedzą, że Niall pochodzi z Republiki Irlandii, oddzielnego od nas państwa. Ale to już nie na temat…
- Ładne ma imię – powiedział Louis, stojąc nade mną, a ja aż podskoczyłem.
- Straszysz mnie Tommo – mruknąłem i zebrałem wszystkie kartki.
- No jak w mojej ulubionej piosence – rozmarzył się. – Zaklepuję – wyszczerzył się. No ale męski kodeks musi być, zaklepał, więc ma pierwszy prawo do podrywu.
- Ale ona jest w mojej grupie… - mruknąłem pod nosem.
- Oj tam oj tam – machnął ręką i usiadł Horankowi na nogi, a ten zaczął się rzucać jak opętany krzycząc: NIE ZABIERAJCIE MI NANDO’S!
(perspektywa Valerie)
- To co powiesz o powtórce w piątek? – uniósł brew Heath, mój kumpel, z którym zawsze zostawałam po lekcjach. Teraz siedzieliśmy w parku, paląc papierosy.
- Eh, słuchaj… to, że raz się z tobą przespałam, to nie znaczy, że cię kocham, mówiłam ci – mruknęłam. To z nim jakieś pół roku temu straciłam dziewictwo, a on do tej pory nie daje mi spokoju. A ja to po prostu chciałam mieć za sobą.
- Wiesz co, mówisz jak dziwka. Dobrze, że kupujesz szlugi, bo inaczej nie lubiłbym cię aż tak bardzo – zaciągnął się i wypuścił dym z ust.
Był wysokim blondynem o zielonych oczach i chyba jako jedyna z niewielu osób(oprócz nauczycieli, którzy aż za dobrze mnie znali) nie traktował mnie w stylu „oh, nie masz nogi, więc będę dla ciebie miły”. On był po prostu cholernie szczery.
- Kupuję szlugi, bo mam kasę. Jak na razie, do końca szkoły. A potem i tak stąd znikam – stwierdziłam.
- Wyjeżdżasz? – nie krył zdziwienia.
- Coś w tym guście – mruknęłam i zapaliłam kolejnego papierosa. No jasne, jeszcze bym jemu mówiła, że planuję samobójstwo. – Ja spadam, bo przecież zaraz się mama będzie bulwersować, że robi obiad, a ja nie przychodzę. Do jutra – odpowiedziałam, rzuciłam peta na ziemię i zgniotłam butem. Do ust włożyłam gumę do żucia, bo rodzice nie cierpieli, kiedy było ode mnie czuć dymem.
- Co to ma być z geografii?! – krzyknęła mama, pokazując mi jedną z kartkówek, którą akurat zostawiłam na biurku.
- A może coś w stylu: hej kochanie, jak ci minął dzień? – uniosłam brew, a rodzicielka mnie zignorowała.
- No początek semestru, a ty już do 3 się opuszczasz?!
- Nie, bo mi się coś tam popieprzyło i…
- Wredna nauczycielka – mruknęła i lekko się do mnie uśmiechnęła. – Zdejmij buty, umyj ręce, zaraz obiad. Aha, no i jakaś poczta do ciebie, chyba z którejś fundacji. Położyłam ci na biurku – dodała.
Listy z fundacji to norma, bo jakieś 6 lat temu mama zapisała mnie do tylu, że teraz nie mogłam się od nich odpędzić.
Po obiedzie poszłam sprawdzić, co to za poczta. Serce szybciej mi zabiło, gdy zauważyłam logo fundacji „Mam Marzenie”. Zgłosiłam się tam jakieś 2 miesiące temu, bo proponowali „dzień z One Direction”, czyli moim ulubionym zespołem.
Zdziwieni? Nie jestem wcale typem samobójcy: mam prawie najlepszą średnią w klasie, nie jestem w stylu „omg zabiję się bo to takie emooo!”, nie obnoszę się ze swoimi bliznami. Moje kalectwo i nałóg palenia to jedyne, co wyróżnia mnie spośród ludzi w moim wieku. Ale mimo wszystko miałam dość swojego życia. Rodzice czepiali się o byle gorszą ocenę, najlepsza przyjaciółka wyjechała na kurs przygotowawczy do studiów w Londynie, a ja nie wiedziałam, co robić po ukończeniu szkoły średniej. Nie miałam chłopaka, przestałam w ogóle wierzyć, że ktoś się we mnie naprawdę zakocha. Przestałam mieć nadzieję.
Westchnęłam i otworzyłam kopertę, licząc na krótki liścik o treści „Bardzo nam przykro, bla bla bla, nie pojedzie pani, bo coś tam…”. Ale nie. Ze środka wypadł bilet na koncert, bilet na samolot i smycz z doczepionym identyfikatorem z miejscem na zdjęcie i napisem „Valerie Humphrey, V.I.P”. Patrzyłam się na te rzeczy w osłupieniu, a potem chwyciłam za list od fundacji.
„Droga panno Humphrey! Z radością informujemy, że spędzi pani cały dzień z Brytyjsko-Irlandzkim zespołem One Direction, a następnie uda się pani na ich koncert w Londynie, kończący ich Brytyjską trasę promującą album Up All Night. Odbędzie się on 9 marca 2012 roku. Poleci pani samolotem z Belfast do Londynu o godzinie 5 rano, na miejscu będzie pani o 6. Zbiórka grupy o 6:30 w Milkshake City, a tam o 7 przyjdą po was chłopcy. Dodatkową atrakcją będzie losowanie czterech dziewcząt, które wejdą z nimi na scenę podczas wykonywania piosenki What Makes You Beautiful. Do identyfikatora musi pani wstawić swoje zdjęcie, żeby uniknąć nieporozumień.
Życzymy udanej zabawy!
Fundacja „Mam Marzenie”.”
Parsknęłam śmiechem, orientując się, że właśnie otworzyłam usta i jakieś 10 razy czytałam tą kartkę. Jechałam na koncert One Direction. POZNAM ICH, do cholery. A potem będę mogła spełnić swoją powinność. Żegnaj, świecie. Jeszcze niecały miesiąc…
(perspektywa Louis’a)
- Czy ona naprawdę nie ma Facebook’a? A może podała fałszywe nazwisko? – wkurzyłem się, siedząc od dwóch godzin i szukając tam Valerie.
- Opętało cię jak szatan. Zajmij się lepiej Hazzą – odparł Niall, a ja rzuciłem w niego pustą puszką po coli. – Oj daj spokój, przecież wszyscy podejrzewają, że jesteście razem – wyszczerzył się, pokazując stały aparat na zęby.
- To nie jest związek, to bromans – parsknąłem śmiechem. – Wszyscy kochają Larry.
- A gówno prawda – wtrącił się blondynek. – Właśnie, że wszyscy kochają Niam – pokazał mi język i pocałował w policzek siedzącego obok Liam’a. Urocze.
- CICHO MAM COŚ! – krzyknąłem i kliknąłem w nazwisko na liście, które pasowałoby do niej. Valerie Hayley Humphrey, urodzona 29 lutego 1993, Wielka Brytania.
- Pokaż no ją – zaglądnął mi przez ramię Niall. Kliknąłem, zbliżając zdjęcie profilowe.
Przed oczami miałem kształtną, wydawało się, że niewysoką dziewczynę o falujących, długich, brązowych włosach i szmaragdowych oczach. Patrzyła w aparat w niewinnością i lekkim smutkiem. Miała na sobie zieloną bluzkę z ¾ rękawami, czarną kamizelkę i krótkie spodenki. Od połowy uda lewej nogi miała protezę z włókna węglowego. Była po prostu prześliczna…
- Przeciętna – ocenił Zayn.
- Jesteś chamski – oburzył się Niall.
- Nie, po prostu traktuję ją jak każdego, tak? Patrzę na jej twarz i mówię: przeciętna.
- A idź migdalić się z lustrem – machnąłem na niego ręką i nadal wpatrywałem się w zdjęcie Valerie...

____________________________________
Tak, wiem, napieprzyłam tych perspektyw bez umiaru. No i... jak pierwszy rozdział? Tego oczekiwaliście? Valerie nie jest jedną z tych postaci, które pokochacie, ale na pewno zalezie wam za skórę i długo nie da o sobie zapomnieć. Co do reszty postaci... poznacie je już wkrótce ;) 
Jeśli chcesz być powiadamiana/y pisz w komentarzu swój Twitter. Nie mam gg ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
@MargaaStyles xx

niedziela, 25 marca 2012

Prolog: "To do before die"

- Valerie Humphrey, zostajesz po lekcjach. ZNOWU – podkreśliła nauczycielka angielskiego, gdy usłyszeliśmy dzwonek na przerwę. Nawet nie ruszałam się z miejsca, jak codziennie. Co tym razem? Palenie na korytarzu? Spóźnienie na fizykę?
Westchnęłam i wyjęłam z torby brulion, który robił mi za zeszyt do różnych list. Ulubionych filmów, imion, jedzenia… Ale ta jedyna, najważniejsza, czekała na końcu, napisana lustrzanym odbiciem. Przewróciłam strony, przyłożyłam lusterko do kartki i starałam się nie zwracać uwagi na poharatany od żyletki nadgarstek: 
Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią(wykonane zaznaczyć „x”): 
1.      Nauczyć się mówić z amerykańskim akcentem x 
2.      Upić się przed osiemnastką x 
3.      Zacząć palić x 
4.      Spróbować narkotyków x 
5.      Stracić dziewictwo x 
6.      Poznać ICH.
Powoli i starannie dopisałam punkt siódmy: 
7.      Nie dać się zabić. Dasz radę zrobić to sama.
Nie oszukujmy się, nigdy nie spełnię punktu szóstego. Nie, mieszkając w małym miasteczku w Irlandii Północnej. Nie, kiedy zamiast jednej nogi masz protezę. Nie, gdy planujesz się zabić, mając 19 lat…

_____________________________________


NIESPODZIANKA! Dodałam prolog wcześniej, bo... tak mnie natchnęło pod prysznicem. Hah! :D Rozdział 1 dodam 30 marca, czyli w przyszły piątek ;) Mam nadzieję, że się podoba. Co myślicie o takim pomyśle? CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥

Mój Twitter: @MargaaStyles 

ps. chcesz być powiadamiana/y? zostaw Twitter'a ;*

sobota, 10 marca 2012

Bohaterowie

Valerie Hayley Humphrey 
19 lat, średniego wzrostu brunetka, zielone oczy. Jest niepełnosprawna, ponieważ gdy miała 10 lat straciła nogę do wysokości uda. Teraz ma na jej miejsce protezę. Nałogowo pali papierosy, często jest arogancka, ale mimo wszystko ma dobre kontakty z przyjaciółmi i rodzicami. Mieszka w Conlig niedaleko Bangor w Północnej Irlandii. Główna bohaterka opowiadania, fanka One Direction, aczkolwiek nie jest zdecydowana, który podoba jej się najbardziej.

Jade Serena De Fines
19 lat, najlepsza przyjaciółka Valerie. Ma niesamowity talent plastyczny, ale i wymagających rodziców. Musiała wyjechać do Londynu na kurs przygotowawczy do studiów ponad rok przed rozpoczęciem akcji opowiadania i od tamtej pory nie rozmawiała ze swoją BFF. Jej mama jest Brytyjką, a tata Francuzem, stąd jej nazwisko. Również jest fanką 1D.

Blair Ashley Cast
18 lat, najlepsza przyjaciółka Jeanette oraz przyjaciółka Valerie. Lekko zwariowana i zabawna. Jej ciało zdobi wiele tatuaży, co łączy ją z Zayn'em Malik'iem, który podoba się jej najbardziej z One Direction. Mieszka w Bangor i chodzi tam do prywatnej szkoły artystycznej, ponieważ genialnie śpiewa.

Jeanette Elisabeth Saless
18 lat, najlepsza przyjaciółka Blair i przyjaciółka Valerie. Jest chyba najbardziej "normalna" ze swojej paczki, aczkolwiek ulega ich "gorszącemu" wpływowi. Chodzi do szkoły z Blair, ale chce w przyszłości zostać projektantką. Jej matka i ojciec Jade to rodzeństwo, stąd imię dziewczyny. Są kuzynkami, ale nie znają się za bardzo.

 Harold "Harry" "Hazza" "Loczek(etc.)" Edward Milward Styles
18 lat, członek zespołu One Direction. Chyba najbardziej demoralizujący człowiek świata, aczkolwiek przy dziewczynach flirciarz i taki "że niby ja zboczny? W ŻYCIU!". Mieszka z resztą chłopaków w ich "kompleksie" w Londynie, ale dom dzieli z Louis'em.

Niall "Nialler" "Żarłok(etc.)" James Horan
Rocznikowo 19 lat, członek zespołu One Direction. Pochłania jedzenie niczym odkurzacz, ale w stosunku do dziewczyn potrafi być przesłodki. Swój dom dzieli z Liam'em i Zayn'em.

Liam "Daddy Direction" James Payne
Rocznikowo 19 lat, członek zespołu One Direction. Singiel poszukujący miłości, niepoprawny romantyk. Musi pilnować chłopaków, bo inaczej by się pozabijali. Mieszka z Niall'em i Zayn'em.

Louis "Lou" "Carrot(etc.)" William Tomlinson
Rocznikowo 21 lat, członek zespołu One Direction. Mimo iż jest najstarszy, odwala największe psikusy i wszystko obraca w żart. Mieszka z Harry'm, do którego czuje coś więcej niż tylko przyjaźń (czy, jak to mówią fani "to bromans").

Zayn Jawaad Malik
19 lat, członek zespołu One Direction. Nałogowo pali, ale próbuje to rzucić (w przeciwieństwie do Valerie). Ma cztery tatuaże. Mieszka z Niall'em i Liam'em.

Heath Somerhalder
Rocznikowo 20 lat, kumpel Valerie. Szczery do bólu, chodź często irytujący. Pali i pije bez umiaru. Jest wyrzutkiem, ale udaje, że ma to gdzieś. Nie rozumie fascynacji Valerie, ale ją szanuje.


I jak bohaterowie? Liczę na wasze komentarze xx
PROLOG POJAWI SIĘ 30 MARCA(moje 14 urodziny)!