czwartek, 30 sierpnia 2012

Dodatek 3: "One Direction"

A/N: Po dłuuuuuugiej przerwie prezentuje Wam 3 dodatek... Obecnie zawiesiłam FBI-Direction, ale zapraszam was na nowe opowiadanie, pt. Choice - http://choicetotake.tumblr.com/. To tyle z mojej strony, enjoy x
Aha, no i będzie jeszcze czwarty i ostatni dodatek.




(perspektywa Niall’a)
*rok po śmierci Valerie i Liam’a, luty 2014*
Miałem niecałe 20 lat, mieszkałem w nowym mieszkaniu z moją narzeczoną Jade i… wychowywaliśmy dziecko.  No bo co innego mieliśmy zrobić z Primrose? Nie mogliśmy jej oddać, wolą naszych przyjaciół było, abyśmy się nią opiekowali.
Jako zespół ogłosiliśmy kilkuletnią przerwę. Bez Liam’a nie mogliśmy spokojnie pracować, było za wcześnie, nie chcieliśmy zmieniać piosenek. Przez to jego duch żył z nami, a na nowy album mieliśmy nagrać zupełnie nowe piosenki. Ale o tym później.
Śmierć Liam’a i Valerie poruszyła wszystkich, cały świat tym huczał. Dlaczego to zrobili, wyglądali na takich szczęśliwych po jej wyjściu z kliniki… A jednak. Przez pierwszy miesiąc siedzieliśmy z chłopakami zamknięci w salonie, przytulaliśmy się i płakaliśmy razem. Nie wiem jak przeżywały to nasze dziewczyny, a jej przyjaciółki, wtedy każdy myślał tylko o tym, że odeszli. I nie wrócą. Wtedy Primrose pomieszkała z panią Humphrey u cioci Valerie, bo my nie dawaliśmy rady. Katherine Humphrey również nie wytrzymywała psychicznie, więc w sumie opiekowała się nią pani Nina.
Nigdy nie wylałem tylu łez, ile wtedy. Ja i Zayn rozumieliśmy się najbardziej, bo byliśmy najbliżej Liam’a. Harry i Louis… przejęli się, owszem. Ale nie robili tego, co my. Zayn przestał palić, ja przestałem jeść i siedzieliśmy w domu… zamieniając się tymi nałogami. Na początku drapało mnie w gardle, ale później było coraz lepiej. Paliłem dokładnie miesiąc, ale po tym czasie Jade się dowiedziała i kazała mi rzucić. Malik przytył 2 kilo, ale przy jego niedowadze było to w sam raz, więc nikt nie zauważył. Co innego mieliśmy począć? Nie przywrócimy im życia. Nie przywrócimy życia Liam’owi.
Pamiętam, że kiedyś kłóciłem się z Zayn’em o każdą dziewczynę. Zawsze ‘wybierały’ jego. Ale Jade była inna i Liam mi to uświadomił… I wtedy się wszystko zaczęło. Spotkanie z fanami, poznanie Valerie, zazdrość Louis’a. W sumie to było nawet zabawne. Ale i bolało. Dobre wspomnienia nie wymarzą tego, co dla niej zrobił, jak skrzywdziła nas i wielu innych fanów. Choroba usprawiedliwia jej śmierć, ale dlaczego wciągnęła w to naszego przyjaciela? Choć… ja chyba zrobiłbym to samo, gdyby Jade… ta myśl mnie tak zabolała, że znowu zacząłem łkać, a chłopaki mnie pocieszali.
Gdy Primrose miała 2 latka pani Humphrey zmarła na zawał. Nie powiedzieliśmy jej o tym, a sami w sekrecie pojechaliśmy na pogrzeb. Pani Payne oraz Nicole i Ruth chciały nam pomóc, ale miały za daleko i nie chcieliśmy im robić kłopotu. A po za tym dawaliśmy sobie radę sami i… naprawdę nieźle nam szło.
Kiedy miała 8 lat oznajmiliśmy jej, że Jade jest w ciąży i że będzie miała siostrzyczkę. Przyjęła to z radością, bo zazdrościła Cheryl tego, że ma rodzeństwo. No dobra, to nie do końca to samo, ale jednak.
(perspektywa Zayn’a)
*marzec 2019*
Córka moja i Blair, Cheryl, kończy dzisiaj 4 latka, a za tydzień moja partnerka ma termin porodu Jason’a, naszego syna. Dzisiaj wypada również premiera naszego pierwszego albumu od śmierci Liam’a i drugiego w ogóle. Wróciliśmy na szczyt z nowym singlem, prasa sobie o nas przypomniała i porównywała zdjęcia sprzed 5 lat. Oczywiście udzieliliśmy mnóstwo wywiadów, Harry i Louis tłumaczyli swoje związki z dziewczynami (które były w sumie przykrywką dla Larry), ale i tak przez cały wywiad obejmowali się, łapali za ręce… Jak to Larry. Ja opowiedziałem o Blair, która była jedną z najbardziej rozchwytywanych piosenkarek w Wielkiej Brytanii, więc wszyscy ją znali, ale chcieli znać moją wersję, jak się z nią żyje, o naszej córeczce i nadchodzącym kolejnym Malik’u.
Najciężej miał Niall. Dziennikarz spytał go o plany na przyszłość i wtedy się rozpłakał. Powiedział, że patrzenie w oczy Prim często jest męczące, bo przypomina mu jego przyjaciela. Jade czasem też nie daje rady, bo mała jest cholernie podobna do Valerie. Ale to nie jest najgorsze. Ostatnio powiedziała jego żonie, że podejrzewa, że nie jest ich córką. Inteligentna mała bestyjka. Zgadła.
Oczywiście Horan nie pozwoli jej obejrzeć tego wywiadu, mimo iż nie komentowaliśmy śmierci Liam’a i Valerie. Tylko nasza trochę spora „rodzinka” o tym wiedziała, o tym co się wydarzyło naprawdę. Do mediów powędrowała wersja o nieszczęśliwym zatruciu i tyle.
Po powrocie do domu przywiozłem Cheryl prezent – nową, śpiewającą lalkę Barbie, w sumie figurkę wykonawczyni jej ulubionych piosenek, Demi Lovato. Chciałem, żeby moja mała była tak silna, jak ta kobieta i dała radę w życiu.
- Kocham cię, tato – wyszeptała mi na ucho i pocałowała w policzek.
- Też cię kocham, mała. O, patrz, ciocia Jade po ciebie przyjechała – wyjrzałem za okno, a Blair spojrzała na mnie zdziwiona. – Obiecałem Cheryl, że może jechać na noc do Prim – wyjaśniłem, a ciężarna tylko pokiwała z uśmiechem głową. Mieliśmy mieć wieczór dla siebie.
Po odjeździe córki, wiedziałem, że ta noc nie będzie pełna seksu. Wiadomo, 9 miesiąc ciąży to nie przelewki. Jednak my już dawno odkryliśmy, że w miłości nie chodzi tylko o stosunek płciowy. Chodzi o wzajemne zrozumienie, czułość i zaufanie. Dlatego zrobiłem romantyczną kolację, a potem przytuleni oglądaliśmy po raz tysięczny film „Prosto w serce”, całując się. Blair zasnęła na kanapie w moich ramionach, ale w pewnym momencie poczułem pod sobą, jakby… wodę. Obudziłem ją.
- Kochanie… chyba wody ci odeszły – a mówiąc to, zbladłem, odsunąłem ją od siebie i zadzwoniłem po pogotowie. Blair w pośpiechu zaczęła pakować swoje rzeczy do szpitala.
Tej samej nocy urodził się Jason Michael Malik, ważący 2,5kg i mierzący 51cm. Byłem dumny, patrząc w jego oczka. Identyczne jak u Blair. Oboje kochałem bezgranicznie. Brakowało nam tylko Cheryl, ale w sumie to dobrze, że nie szwędała się z nami po nocy po szpitalach. Pewnie śpi u Horan’ów, niczego nie świadoma. Zadzwoniliśmy do nich następnego dnia. W szpitalu pozwolili mi spać na łóżku w jednej sali z Blair. Ale zamiast spać, wspomniałem pracę nad albumem…
Pamiętam, jak raz wcześniej przyszedłem do studia, myślałem, że będę pierwszy. Była ósma rano, a umówiliśmy się na  8.30. Dźwiękoszczelna kabina była zasłonięta roletą. Upijając łyk kawy ze Starbucks zacząłem ją odsłaniać, a następnie… plunąłem prosto w szybę i szybko opuściłem roletę. W kabinie Harry i Louis sobie obciągali, ale chyba widząc mnie, zawstydzili się. Po kilku minutach wyszli ze środka i zaczęli mnie przepraszać, a ja… ja po prostu wybuchnąłem śmiechem. Był środek lata 2018, a ja pierwszy raz od śmierci Liam’a dostałem wręcz głupawki. Rozbawił mnie fakt, że przyłapałem moich żonatych przyjaciół na seksie w miejscu publicznym. Patrzyli się na mnie zdziwieni i sami zaczęli się śmiać. Potem do pomieszczenia wszedł zdziwiony Niall, któremu ledwo dysząc opowiedziałem, co zobaczyłem. A słysząc jego śmiech, ten sam, który towarzyszył nam przy nagrywaniu Video Diaries podczas X-Factor, wiedzieliśmy na pewno: wracamy do pracy.
Innego dnia Horan przyprowadził Prim do pracy, bo Jade musiała wyjechać do Paryża razem z Jeanette, ponieważ jedna miała ważną wystawę, a druga tydzień mody. Czteroipółlatka była ciekawa świata, więc na początek ponaciskała wszystkie przyciski tak, że głos Louis’a brzmiał jak Chuck Norris. Producent tylko krzywo na nią patrzył, ale gdy nagraliśmy już część piosenki małej najbardziej spodobał się głos Harry’ego.
- Jak za starych, dobrych czasów, kiedy większość na mnie leciała – westchnął Styles, za co dostał ode mnie kuksańca w bok. – No co? Mała ma gust – wyszczerzył się i zmierzwił jej ciemne włosy.
Było w niej coś wyjątkowego. Inne dziecko zaczęłoby piszczeć z nudów. Ale Primrose Payne po prostu siedziała wpatrzona w nas z rozdziawioną buzią, a oczy jej się błyszczały.
(perspektywa Jeanette)
*lipiec 2030*
W styczniu urodził się James Styles, syn mój i Harry’ego. Owszem, mieliśmy późno dziecko(oboje mamy po 34 lata), ale mimo wszystko był śliczny i zdrowy. Nie można mu jeszcze określić koloru włosów, ale oczy na pewno ma po tacie.
Abigail powoli zaczyna pytać, dlaczego jej tatuś i Harry się całują, więc starają się tego przy niej nie robić. Postanowiliśmy jej wyjaśnić nasze relacje dopiero, gdy będzie starsza.
Obecnie One Direction nagrywają ogółem piąty album, czyli czwarty bez Liam’a. Tylko najwierniejsi fani pamiętają, że z nimi był, młodsze pokolenie przyzwyczaiło się do takiego, a nie innego składu.
(perspektywa Blair)
- Cheryl, gdzie mój naszyjnik od cioci Valerie? – spytałam moją prawie szesnastoletnią córkę, która właśnie pisała do kogoś SMS.
- Dałam go ponad rok temu Prim na urodziny – mruknęłam pod nosem, a ja wyrwałam jej telefon z ręki. – Ej!
- To była jedna z niewielu pamiątek po niej! Jak mogłaś to zrobić?!
- Prim jest jej córką, ona w ogóle nie ma pamiątek. Ani wspomnień, mamo – spojrzała mi w oczy, zupełnie jak Zayn, kiedy czuł się winny i próbował złagodzić sytuację. Zrobiłam głęboki wdech:
- Następnym razem mów mi, kiedy chcesz coś wziąć, ok? – odparłam tylko, a ona pokiwała głową. Oddałam jej telefon i zadzwoniłam ze swojego do Jade.
- Masz jakieś plany na jutro? Robimy z Jeanette i Olive małą imprezę i pomyślałam…
- Jutro wyjeżdżamy na miesiąc do Stanów, do Heath’a i Danielle. Chcieliśmy puścić Primrose samą, ale… prawo zabrania przed 18 rokiem życia. No ok, trochę się też boję…
- Rozumiem – westchnęłam. – Do zobaczenia za miesiąc… ej! Ale przecież teraz jest sesja nagraniowa chłopaków!
- Niall zostaje z Daisy w domu, a my dwie jedziemy. Los Angeles to podobno piękne miasto – niemal widziałam jej uśmiech. Ja dawno tam byłam, podczas trasy po USA.
- Ok., no to miłej podróży – dodałam i rozłączyłam się.
Czasami wydawało mi się, że Jade nie chce naszej przyjaźni czy pomocy i robi to tylko ze względu na swojego męża i Prim. Rozumiałam ją, przypomniałyśmy jej o najgorszych latach Val i tak dalej, ale… chyba powinna zapomnieć, prawda?
(perspektywa Louis’a)
*następnego dnia*
- Gdzie się schowała mała Abigail…? – wyszczerzyłem się, szukając małej po całym salonie, mimo iż widziałem jej nogi wystające spod kanapy. – Bo zawołam Jeanette i się skończy! – pogroziłem jej dla żartu.
- Ale Jean jest w pokoju James’ea - zachichotała mała i wtedy wyciągnąłem ją spod kanapy i wziąłem na barana. Harry i Olive akurat wrócili z zakupów, więc podałem małą mojej żonie i pocałowałem oboje.
- Mówiłam ci coś na ten temat, panie Tomlinson – pokazała ruchem głowy na Hazzę, a ja machnąłem ręką. – Wieczorem będziecie mieć dom dla siebie, robimy u Blair małą imprezkę – wyszczerzyła się.
- A co z dziećmi? – spytałem.
- Niall i Zayn będą siedzieć z Cheryl u Horanów i ich pilnować. No wiesz: Jason, Daisy, Abigail, James… - wyliczała na palcach.
- Załapałem – odparliśmy oboje z moim „technicznie” mężem i zaśmialiśmy się.

Wiek wszystkich na rok 2030:
Olive Tomlinson, Danielle Peazer-Somerhalder – 40 lat
Louis Tomlinson – 38 lat
Heath Somerhalder – 37 lat
Niall Horan, Zayn Malik, Jade Horan – 36 lat
Harry Styles, Jeanette Styles, Blair Cast-Malik – 34 lata
Primrose Payne – 17 lat
Cheryl Malik– 16 lat
Jason Malik – 12 lat
Daisy Horan – 8 lat
Abigail Tomlinson – 5 lat
James Styles – pół roku

wtorek, 24 lipca 2012

Dodatek 2: "Larry Stylinson"

A/N: Od teraz tutaj przy dodatkach i przy rozdziałach na FBI-Direction będę pisać notkę u góry, bo na dole nikt nie czyta #js Anyway, będą jeszcze 2 dodatki i... end of story. Chyba, że na piąty mnie natchnie, ale w to już wątpię, zważywszy w jak daleką przyszłość idę w tamtych... Kurde, za dużo wygadałam. Ale nadal macie drugi blog, no i moje, Żanety i Moniki jednoparty -> (drugi blog), (jednoparty)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Twitter: @MargaaStyles x
Do następnego dodatku?: Ostatnio chciałam 30. No niestety, zbyt bardzo mnie korciło i dodałam wcześniej... Ale nic, tym razem 'tylko' 25 ;) x
Pytania?:
http://ask.fm/MargaaStyles



 
(perspektywa Harry’ego)

*rok 2029*

Mimo trzynastu lat małżeństwa z Jeanette, a Louis’a z Olive piętnastu, późno zdecydowaliśmy się na dzieci: Abigail Tomlinson miała dopiero 4 latka, a James Styles – niecały rok. Nie była to niczyja wina, po prostu nasze relacje były… hmm… większość ludzi określa je jako „niecodzienne”.
Taka była prawda. Kochałem Jeanette, ale kochałem też Lou. On miał tę samą sytuację ze mną i Olive. Żadne z nas nie chciało odpuścić, więc… tak zostało. Dziewczyny przez lata zostały przyjaciółkami – a łóżku powiedziałbym nawet, że kimś więcej. Nigdy nie zdarzyło się, żebym uprawiał seks z samą Olive, tak samo jak Louis nigdy nie uprawiał seksu z Jeanette. Dopuszczalne były w tym wypadku trójkąciki.
Ale za to Larry… Larry Stylinson przetrwało tą próbę.
Chodź cholernie się bałem, że może być inaczej…
Sześć lat wcześniej…
music: Justin Bieber –Be Alright
- Harry, musimy porozmawiać – powiedział pewnego dnia Lou, gdy Jean i Olive były w pracy.
- Słucham miśku.
- Olive… chciałaby mieć dziecko – wbił wzrok w podłogę, a ja oniemiałem.
Dziecko. Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Mając swoje żony nie musielibyśmy oczywiście korzystać z pomocy surygatek. Ale nagrywaliśmy kolejne albumy, jeździliśmy w trasy, Jeanette robiła karierę jako projektantka, a Olive rzuciła pracę kierowcy i palenie i została przedszkolanką. Ledwo mieliśmy czas na pocałowanie żon, a co dopiero na próby starania się o dziecko. Zostawiliśmy to więc… do tamtego dnia.
- Akurat przed wydaniem albumu? – spytałem tylko, a Louis popatrzył na mnie z dziwną miną. – A co mam innego powiedzieć? Nie miej dziecka? Nie przekaż swojej seksowności dalej? – spojrzałem mu prowokacyjnie w oczy i uniosłem brew, a on mnie pocałował.
- Jesteś najlepszym mężem na świecie – wyszeptał po kilku razach doprowadzenia go do orgazmu, jeszcze tego samego dnia.
- Mężem? – lekko się odsunąłem, a on zarumienił się.
- No bo myślałem… że skoro mieszkamy razem i w ogóle…
- To bigamia, mało w którym kraju legalna, kotku – wyjaśniłem mu. – Ale to słodkie z twojej strony, że mnie tak nazywasz – rozczuliłem się i przeczesałem jego rozczochrane jak trzaśnięte piorunem włosy.
- Louis, mam wyniki testu! – usłyszeliśmy wesoły głos blond żony Tomlinson’a na dole, a ja zamarłem.
- Testu? – wycedziłem przez zęby.
- Harry… - zaczął.
- Nie odzywaj się do mnie – uciąłem, zapiąłem spodnie i wyszedłem z sypialni.
(perspektywa Louis’a)
Miałem nieduży wybór: iść od razu przepraszać Harry’ego albo dowiedzieć się, czy zostanę ojcem. Stwierdziłem, że Hazza może chwilę się burmuszyć, więc zszedłem na dół, do rozradowanej Olive. Podała mi rozdartą kopertę z wynikami badań lekarskich: wszystko wskazywało na to, że była w pierwszym miesiącu ciąży. Aż usiadłem z wrażenia.
- Louis? Boo Bear? Żyjesz? – pomachała mi dłonią przed oczami i pocałowała w policzek. – Będziemy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną! – ucieszyła się, a ja sztywno ją uściskałem, a potem mruknąłem coś, że idę wziąć prysznic.
Za co miałem przepraszać Harry’ego? Że postanowiliśmy mieć z Olive dziecko i tak szczerze to jemu nic do tego? Nie. On miał dużo do tego. Boże, dlaczego nasze związki muszą być takie popieprzone? Był moim… mężem. Tak go nazwałem, zanim przyszła moja żona. Miałem – w przenośni – męża i cywilnie żonę. To na serio jest bigamizm.
Nie poszedłem go przeprosić. Trwało to miesiąc, dwa… W końcu prasa zaczęła zauważać brzuszek Liv i musieliśmy powiedzieć prawdę. Wtedy zaczęła się burza: to dlatego Larry się nie odzywają. Harry poświęca więcej czasu Jean, Lou dla Liv i nie mają go dla siebie. Oh, gdyby znali prawdę.
Po wydaniu albumu zapamiętałem jeden dzień: przyszła do nas dziewięcioletnia wtedy Cheryl i pięcioletni Jason, bo ich rodzice mieli sesję nagraniową na nowy album Blair. Hazza pomagał im piec babeczki. Miał tylko starszą siostrę, więc w pewnym momencie zirytował się na dzieci. Postanowiłem mu pomóc, bo od dłuższej chwili mnie to bawiło.
- Co dziś szef kuchni poleca? – spytałem.
- Muffinki z czekoladą – odpowiedział Jason. – Takie, których tata zabrania nam jeść.
- Spokojnie, nie powiem mu – mrugnąłem do malucha. Dzieci Malików wyglądały zupełnie jak ich rodzice zamienieni płcią: Cheryl miała czarne włosy, ciemną karnację i piwne oczy, a jej młodszy brat brązowe włosy, ciemnobrązowe oczy i jasną cerę.
- Ty nie umiesz gotować – stwierdził Styles.
- Chcesz pojedynku na gotowanie? Naprawdę? Bo jak ja i Cheryl cię załatwimy… - podniosłem dziewczynkę do góry, a ona zaśmiała się i krzyczała, żebym ją puścił.
- Jason, chłopie… Załatwimy te dwie baby – powiedział teatralnym szeptem mój „przeciwnik” i każde z nas zaczęło robić muffinki według własnego przepisu. Kuchnia wyglądała jak pobojowisko, wszystko lepiło się od czekolady i nie mieliśmy bezstronnego jurora… Dopóki nie przyjechała po dzieci Blair.
- No, zbieramy się dziee… Jezu, co tu się stało?! – krzyknęła, patrząc po nas.
- Mamo, spróbuj jakie dobre zrobiłem z wujkiem Harry’m!
- A nie, bo ja i wujek Louis lepsze – pokazała mu język Cheryl.
Blair spróbowała po jednej babeczce z każdego wypieku, a potem zakasłała:
- Obie drużyny stworzyły niejadalne i półsurowe wytwory cukiernicze! Remis! – parsknęła śmiechem, a dzieci jęknęły. Pożegnała się z nami i podziękowała za opiekę, a później wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Zostałem sam z Harry’m i wielkim pobojowiskiem w kuchni.
- Ja tego nie sprzątam – odparłem, a Haz tylko westchnął i po pół godziny kuchnia lśniła czystością.
- Widzisz? Dzieci mogą być fajne – odparłem, chodź miałem ochotę ugryźć się w język.
Styles spojrzał na mnie i wylał z siebie chyba największy jak dotychczas potok słów:
- Dokładnie pamiętam dzień, w którym cię spotkałem. Dzień bootcamp’u, każdy był wrogiem, ale i się rozumiał. Akurat wyszedłem z toalety i myłem ręce, a ty akurat wchodziłeś. Byliśmy tam sami, więc głupio było się nie przedstawić. Zacząłeś gadać coś o tym, że pewnie nie przejdziesz i w ogóle, a ja poklepałem cię po ramieniu i pocieszyłem, że na pewno będzie dobrze. I miałem rację. Nie odpadłeś, tylko ja. Doskonale pamiętam, że gdy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy razem w zespole, mocno się uściskaliśmy. A Niall zaczął tak śmiesznie podskakiwać – zaśmiał się. – Nasza przyjaźń kiełkowała, chodź nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to coś więcej. Wiesz, kto mnie w ósmym tygodniu uświadomił, że widzi z nas więcej, niż przyjaciół? Twoja mama. Jay Tomlinson, technicznie moja obecna teściowa. Powiedziała: „Louis przyjeżdża do domu i nie mówi o emocjach na scenie czy o innych osobach z programu, tylko o tobie, Harry. Zauroczył się w tobie na amen, ale… nie mam nic przeciwko”. Bałem się tego, co czułem. Powoli zacząłem dochodzić do wniosku, że podobają mi się obie płcie – a właściwie ty i dziewczyny. Byłem tak cholernie zazdrosny o Valerie, o sam fakt, że ci się spodobała – zacisnął pięść. Zawsze żałował swojej zazdrości i tego, że nie mógł się z nią pożegnać, opowiedzieć jej wszystko i przeprosić.  – A później zrobiłem to samo, z Jeanette. Ale tym razem się udało. A ty nie miałeś nic przeciwko. Poznałeś Olive. Wzięliśmy z nimi śluby, bo to kobiety naszych żyć, a mimo wszystko jesteśmy tu i się kochamy. Nie przestałbym cię kochać, nawet gdyby się okazało, że chcesz mieć setkę dzieci! Ale obiecaj mi jedno…
- Tak, Harry? – zamrugałem słodko oczkami.
- Oh, zamknij się, Boo Bear – parsknął śmiechem, ale po chwili wrócił do poważnego tonu. - Obiecaj mi, że też mi jebniesz taką mowę, gdy będę chciał mieć dziecko, dobra? Chcę się jednak poczuć ci trochę potrzebny…
- Nie mów tak, Haz – pocałowałem go w czoło. – Wiesz, że zawsze będę cię kochał.
- I nawzajem, Lou – oddał pocałunek, ale tym razem w usta.

niedziela, 8 lipca 2012

Dodatek 1: "Primrose Payne"

(perspektywa Primrose)
Dzisiaj kończę szesnaście lat. Nie planowałam żadnej imprezy, ani tym bardziej nie żądałam od Jade i Niall’a prezentów. Nie mówiłam nawet do nich „mamo i tato”, gołym okiem było widać, że nie są moimi rodzicami. Miałam siedmioletnią przybraną siostrę, Daisy i kochałam ją. Najlepiej z naszej „wielkiej, kochanej rodzinki” dogadywałam się chyba z Heath’em. Średnio akceptowalny przez resztę, był jedyną osobą, która mnie rozumiała. To pewnie dlatego Valerie się z nim przyjaźniła.
Ale wracając do tematu: szesnaste urodziny. W Stanach Zjednoczonych to wielkie święto, ale tutaj, w Wielkiej Brytanii, to po prostu kolejny rok dla nastolatka. Jednak nie dla mnie. To dzisiaj miałam się dowiedzieć prawdy: jak umarli moi biologiczni rodzice, Valerie i Liam Payne’owie.
Odkąd skończyłam pięć lat domyśliłam się, że Jade nie jest moją matką. Spytałam ją wprost, a ona nie zaprzeczyła. Po kolejnych dwóch latach chciałam znać prawdę. W kółko powtarzali, że „jak będę starsza”. W wieku 9 lat zapadła decyzja: dowiem się o wszystkim w szesnaste urodziny.
Wstałam więc z łóżka, rozczesałam gęste, brązowe włosy i związałam je w mocny, koński ogon. Włożyłam koszulę w kratę i czarne rurki, a do tego ciemnobrązowe kozaczki – w końcu mieliśmy grudzień. Tak ubrana zeszłam na śniadanie, a Daisy spojrzała na mnie wielkimi, niebieskimi oczami:
- Wyglądasz jak ta pani ze zdjęcia – pokazała na fotografię Valerie i Liam’a siedzących na huśtawce ogrodowej. Moja rodzicielka miała dokładnie tak samo związane włosy, a ojciec podobne ubrania. Może gust jest w genach?
- Dziewczynki, chodźcie już, bo spóźnicie się do szkoły! – usłyszałyśmy w kuchni, gdzie Jade przyszykowała nam kanapki i gorącą herbatę.
- Wszystkiego najlepszego – usłyszałam równocześnie od wchodzącego od strony salonu do kuchni Niall’a, Jade i – z lekkim spóźnieniem – Daisy. Uśmiechnęłam się szeroko i uściskałam wszystkich, a potem zbliżyłam się do mojej prawnej opiekunki:
- To dzisiaj. Chcę poznać prawdę – wyszeptałam, a ona pobladła i spojrzała na swojego męża. Udawałam, że tego nie widzę i zabrałam się za pałaszowanie śniadania.
Po posiłku ciepło się ubrałam i odprowadziłam małą Horankę do szkoły, a sama udałam się do swojej. Na korytarzu spotkałam swoją przyjaciółkę i córkę Zayn’a i Blair, rok młodszą ode mnie Cheryl, która od razu mnie uściskała i dała paczuszkę z prezentem. Podziękowałam jej i odparłam, że prezenty otwieram później, a następnie schowałam go do torby.
Po lekcjach wróciłam do domu, upewniając się, że Cheryl zaprowadzi do swojego domu Daisy. Nie chciałam, żeby była przy rozmowie o moich rodzicach. A po za tym uwielbiała jedenastoletniego Jason’a Malik’a, bo zawsze dawał jej wygrywać w gry video, w przeciwieństwie do mnie.
- Wróciłam! – krzyknęłam od progu i ściągnęłam puchową kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki bez palców. Po zdjęciu butów włożyłam ciepłe kapcie. Poszłam do salonu, gdzie Horanowie siedzieli z albumem na kolanach.
- Co jest w środku? – spytałam.
- To twój prezent. Ale każde zdjęcie ma swoją historię. Może usiądź – zaproponował Niall, a ja pokiwałam głową i wykonałam jego polecenie. Spojrzałam na pierwsze zdjęcie.
- Czy to… mama i… Heath, tak?
- Tak kochanie. Oni… wiele razem przeszli, właściwie to… technicznie… mógłby być twoim ojcem… - zaczęła Jade.
- Ale nie jest, prawda? Mówiłaś, że jest nim Liam, ten ze zdjęcia w przedpokoju! – prawie krzyknęłam, a w kącikach oczu zebrały mi się łzy.
- Spokojnie, nie jest. Ma zielone oczy, jak twoja matka, a ty masz brązowe, zupełnie jak Liam. Chyba tylko to utwierdzało wszystkich w przekonaniu, że jesteś jego córką – zaśmiała się i przewróciła kilka stron do tyłu:
- To ja i Valerie gdy byłyśmy w twoim wieku.
Spojrzałam na zdjęcie: Jade była bardzo podoba do siebie. Może miała mniej kobiece kształty i bardziej dziecięce rysy, ale prawie niczym się nie różniła. Natomiast druga postać na zdjęciu… To byłam ja. Zielonooka wersja mnie, tylko… oh, bez nogi. O tym wiedziałam. Przy tym zdjęciu opiekunka opowiedziała mi, że Valerie już wtedy się cięła. Nie robiła wstępów, powiedziała to prosto z mostu.
Niall wspomniał, że rok wcześniej Liam pierwszy raz poszedł na przesłuchanie do X-Factor, a swoją małżonkę poznał dwa lata po ich zwycięstwie i kilka miesięcy po wydaniu pierwszej płyty.
Potem Jade opowiedziała mi, jak matka popadła w nałogi, a Niall dokładał fragmenty z życia taty. Szczęśliwego życia. W końcu doszli do punktu, w którym rodzice biorą ślub.
Tydzień po ślubie mama idzie do kliniki, bo tata znajduje seks taśmę z nią i Heath’em w rolach głównych. Wtedy kilka łez spłynęło po moich policzkach. Jade delikatnym gestem próbowała je otrzeć, ale ja odepchnęłam jej dłoń i kazałam opowiadać dalej.
Była w trzecim miesiącu ciąży. Nie wiedziała z kim. Nikt nie miał z nią kontaktu, aż do dnia wyjścia z kliniki. Dokładnie szesnaście lat temu, w dniu moich narodzin.
- Pamiętam… wszyscy stawiali, że będziesz chłopcem. Dosłownie, Harry i Louis chcieli ci nawet już ciuszki kupować. Ale Liam się nie zgadzał, dopóki sam cię nie zobaczy – próbował uśmiechnąć się Niall, ale średnio mu to wyszło.
- Skoro wyszła z kliniki to co… co się stało? Dlaczego oni… nie żyją? – dociekałam.
- W dwudzieste urodziny Valerie… zostawiła mi list – podała mi starą kartkę pachnącą krwią, a ja przeczytałam jej treść i wtedy zrozumiałam:
- Mama się nie wyleczyła do końca, prawda?
- Nikt tego nie wie – załkała Jade, nie mogąc wytrzymać. – Może przestała brać leki? Policja znalazła obok nich puste pudełeczka po lekach, a ty… ty spałaś, nawet jak wyły syreny policyjne. Obudziłaś się z płaczem dopiero, gdy cię zabraliśmy do domu Niall’a. Nikt nie wiedział, co z tobą zrobić. Krążyłaś z mojego mieszkania do domu chłopaków – no i twojej babci, mamy Valerie.
- Nie pamiętam jej – pociągnęłam nosem.
- Babcia Humphrey przeszła załamanie nerwowe i zawał serca. Umarła gdy miałaś dwa latka – pocałował mnie w głowę Niall, a ja przytuliłam się do niego.
- Dlaczego babcia Payne wam nie pomagała? Znaczy, teraz przyjeżdża co święta, jak ciocie.
- Mieszkała za daleko, tak samo jak Ruth i Nicole. Nie wiem dlaczego cię nam zostawili. Może wiedzieli, że pokochamy cię jak własną córkę? Bo dla nas jesteś jak pierworodna wiesz, kochanie? – spojrzała mi w oczy Jade, a ja pokiwałam głową ze łzami w oczach. Przytuliła się do mnie i Niall’a, a po kilku minutach uścisku usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a w drzwiach stała cała nasza „pokręcona rodzinka”:
Zayn i Blair z Cheryl i Jason’em – przyprowadzili Daisy; Harry i Jeanette z wyraźnym brzuszkiem oraz Louis i Olive z czteroletnią Abigail. Ta ostatnia czwórka ma niecodzienne relacje seksualne, chodź – jak widać – z tego też są dzieci.
- 100 lat Prim! – krzyczeli wszyscy dookoła, ściskając mnie i całując. Kilka chwil później przyjechały też ciocie Ruth i Nicole tłumacząc babcię, która była w sanatorium. Zjawił się też Blaine – brat Jade, który obecnie miał 21 lat oraz Greg – brat Niall’a z żoną Alicią.
Wieczorem, po ucichnięciu całego zgiełku – a powodowały go tylko Jason, Daisy i Abigail i nie stałoby się to, gdyby Nicole nie dała mi w prezencie kompletu bielizny, w tym za dużego stanika, który od razu podwędziły mi dzieciaki. Gdy „maluchy” pozasypiały, a Cheryl wróciła do domu, bo miała jeszcze lekcje do odrobienia, dorośli postanowili zacząć wspominać, jak to wszyscy się poznali.
Nie chcąc im przeszkadzać, chwyciłam szkolną torbę i udałam się na górę. Po odrobieniu zadań domowych – w tym napisaniu 4-stronnicowego opowiadania na angielski – postanowiłam otworzyć prezent od Cheryl. Przy wstążce był bilecik z napisem:
„Twoja mama dała go mojej. Teraz czas na wymianę pokoleniową.
- Twoja Cheryl x”
Powoli otworzyłam pudełeczko. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy naszyjnik, jaki w życiu widziałam. Srebrny, z małym serduszkiem i wygrawerowanym napisem: FOREVER.
Oczy znowu mi się zaszkliły. No tak, Jade mówiła, że… mama przyjaźniła się również z Blair i Jeanette. Zaczęłam bawić się naszyjnikiem. W pewnym momencie śmiesznie kliknął i otworzył się:
W środku było zdjęcie mamy i Jeanette, całujących w policzki stojącą na środku zdjęcia roześmianą Blair w czapce-bejsbolówce z napisem „Z.M”.
Wtedy usłyszałam od strony komputera, że ktoś dzwonił do mnie na Skype: to Heath, pewnie chciał złożyć życzenia. Odebrałam, włączając kamerkę.
- Witaj szesnastolatko – uśmiechnął się.
- Sto lat – dodała siedząca obok niego Danielle, jego żona od dobrych trzynastu lat.
- Dzięki. Słuchajcie, dziś jest mój dzień… opowiecie mi coś o rodzicach? Proszę. Niall mówił mi, że jakiś czas chodziłaś z tatą. No a ty, Heath… mogłeś być nawet moim ojcem – powtórzyłam słowa Jade, a tancerz pokiwał głową.
Opowiedzieli mi wszystko z trochę innej perspektywy. Dan przyznała, że poznała Heath’a, gdy studiował, a ona robiła licencjat. Zakochanie od pierwszego wejrzenia i tak dalej. Ale potem przyszła wiadomość o śmierci mamy. Somerhalder się załamał i nie chciał z nikim rozmawiać. Nie mógł znieść bezsilności, tego, że nie mógł jej pomóc. W końcu na jakiś czas rozstał się z Danielle. Poszedł na terapię. To mu pomogło. Zeszli się i teraz mają trzecie dziecko w drodze: poprzednie to dwunastoletnia Ashley i pięcioletnia Rubin.
- Dziękuję, jesteście kochani – miałam ochotę już ich uściskać, chodź zawsze przyjeżdżali do UK na Święta Bożego Narodzenia, które wypadały około dwa tygodnie po moich urodzinach.
- Nie ma za co – odpowiedzieli razem i rozłączyli się, bo usłyszeli pretensje Ashley o coś, co rzekomo zrobiła Rubin.
Znałam prawdę o rodzicach. Może i postąpili źle, dając się chorobie mamy, ale… tata zrobił to z miłości. Rodzice kochali siebie nawzajem bardziej ode mnie. Każdy by wyciągnął taki wniosek. Ale słysząc śmiechy z dołu, sama mam uśmiech na ustach. Bo to są ludzie, których bezgranicznie kocham. To jest moja rodzina. Czasem dziękuję losowi, że stało się tak, a nie inaczej.
Bo przeznaczenia nie da się oszukać.
_______________________________________________________
Hello! Witajcie w pierwszym dodatku, w jakimś stopniu kontynuacji tego opowiadania ;) Pisałam o tym w notce do Epilogu, ale może ktoś nie doczytał, więc to dla niego zaskoczenie, hah. Anyway, nie wiem ile dokładnie ich będzie, chodź mam już w zanadrzu drugi, trochę z innej perspektywy ;)
Gdzie jeszcze możecie mnie znaleźć? A no na nowym blogu, gdzie One Direction są... agentami FBI! Trochę odbiegłam od tego, co zazwyczaj piszę, ale niewiele, więc... TUTAJ możecie znaleźć już prolog+3 rodziały.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
następny dodatek dodam po 'osiągnięciu' 30 komentarzy, jak to było w przypadku rozdziałów x
@MargaaStyles xx

środa, 20 czerwca 2012

Epilog: „When she was just a girl, she expected the world, but it flew away from her reach, so she ran away in her sleep…”

Tej samej doby, rano.
- Ekspresowy list dla panny DeFines – krzyknął listonosz przez drzwi, a ja ociągając się wstałam z łóżka i wzięłam list spod drzwi. Poznałam pismo Valerie na kopercie. Otworzyłam ją. Była przesiąknięta zapachem krwi i to mną wstrząsnęło, jeszcze zanim zaczęłam czytać. Bo już wiedziałam, jaka będzie treść tego listu. Z gulą w gardle zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania i usiadłam pod nimi skulona, czytając treść:
„Drodzy przyjaciele i rodzino!
Odchodzimy. To kwestia siły wyższej, niezrozumiałej dla nikogo z Was. Nie rozpaczajcie, bo to była przemyślana decyzja. Rozpacza się tylko po wypadkach, tragediach. A dla nas było to samoistne zbawienie. Naprawdę Was kochamy, ale musicie dać sobie radę bez nas.
Primrose zostawiamy pod opieką Jade i Niall’a. Mamy nadzieję, że pokochacie ją tak, jak my. Przyjedźcie po nią jak najszybciej, tylko nie wchodźcie na strych bez obecności policji.
Od Valerie:
Mamo… zamieszkaj z ciocią Niną, błagam, nie zostawaj w Conlig. Spotkamy się za kilkadziesiąt lat, wszyscy troje: ja, tata i ty. Kocham Cię.
Heath: Kocham Cię na swój własny, niezrozumiały sposób. I wybacz zachowanie Liam’a, nie chciał cię skrzywdzić. Wszystkiego dobrego w Nowym Jorku.
Nie mogę już dłużej czekać na spotkanie z przeznaczeniem, musicie mi wybaczyć. Aha, Jade: byłaś najlepszą przyjaciółką, jaką miałam. Nie zapomnij o tym, nigdy.”
Nigdy.
Nigdy.
Nigdy.
Nigdy nie zapomniałam o Valerie ani o Liam’ie. Nawet teraz, gdy minęło 5 lat.
A wiecie co jest najgorsze? Że nikt z nas nawet nie pomyślał o tym, że ona będzie chciała wrócić do prób samobójczych. To nasza wina. Byliśmy zbyt zajęci sobą, żeby dostrzec, że tylko udaje szczęście. Ale niestety, czasu nie cofniemy.

Co się wydarzyło z resztą?
Po śmierci Liam’a chłopaki nie szukali dla niego zastępstwa w zespole. Dopiero jakiś rok temu wrócili do tworzenia muzyki, musieli się pozbierać. W międzyczasie…
Louis i Olive oraz Harry i Jeanette mieszkają razem. Ich „czworokącik” jest dziwny, ale skoro to im odpowiada, nie mam nic przeciwko. Lou i Olive są małżeństwem, natomiast Hazza i Jean planują ślub.
Blair i Zayn mają jedno dziecko, a drugie w drodze. Nie pobierają się ze względów religijnych: Blair jest katoliczką, a Zayn muzułmaninem. Mimo wszystko kochają się, a Cast nadal robi karierę.
Heath, z tego co wiem, zaręczył się z Danielle Peazer. Widzicie, jak los potrafi złączyć ludzi?
A co ze mną i Niall’em? Wychowujemy razem Primrose, która na razie nie wie, że nie jesteśmy jej biologicznymi rodzicami. Jednak kochamy ją jak swoją córkę i to jest najważniejsze.

______________________________________________________________

Witajcie. To już koniec tego opowiadania, ale... nie bloga. Postanowiłam dodać kilka dodatków, coś jak w Room 317. Będę Was o nich informować, nie musicie się martwić ;) Jutro spodziewajcie się 1 rozdziału na FBI-Direction. Kto chce być tam powiadamiany, niech pisze w komentarzy ;)
Na koniec opowiadania chciałabym zaznaczyć kilka osób, które w dużej mierze pomagały mi w tworzeniu:
- Dands - mojej najlepszej przyjaciółki, która w opowiadaniu 'była' Jade. Wiele razy to powtarzałam, ale powtórzę milion pierwszy: Kocham Cię i dziękuję za wszystko ♥
- Veronique - znamy się i przyjaźnimy ponad rok i niedługo (30 czerwca) się spotkamy (taaaak, będzie HORAN HUG ;*). Zawsze mi pomagasz i mnie wspierasz. Kocham Cię i również dziękuję za wszystko ♥
- Moni - która w opowiadaniu 'jest' Blair. Jesteś chyba najdłużej (oprócz Veronique) znaną mi Directionerką. No i twój fangirling na pewną osobę, haha ;) Jesteś kochana ♥ DZIĘKUJĘ!
- Żan - w opowiadaniu 'jest' Jeanette. My spotkamy się w sierpniu. Party hard będzie, wiadomoooo <3 LOVE YOU ŻONO! DZIĘKUJĘ!
Tak, dla tych osób największe podziękowania, ale i również dla stałych czytelników: Susanne, Ronnie, Claudii, Juliet, Natalia(HORAN, MOJA ŻONA), Nata(mamusia:D), Avicii, torallisx3 Pam, MrHappyDreaming, Mrs. Malik, ScaredGirl, Van, Ifi, Carrie, Ola Zuba, UbNormal_95 oraz wielu innych (a jest was 62 obserwujących i... z ankiety wychodzi, że 100 osób czytających!)
MASSIVE THANK YOU ♥
dziękuję za te prawie 4 miesiące wspólnych emocji, naprawdę. jesteście najlepsi. mam nadzieję, że na FBI-Direction będzie zaglądało tyle samo osób ;)
@MargaaStyles xx

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 24: "It's a small crime and I've got no excuse…"

music: Damien Rice - 9 Crimes

(perspektywa Liam’a)
28 luty 2013
Szykowałem kąpiel dla Primrose, podczas gdy moja żona ją karmiła. Spojrzałem na nie z uczuciem. Prim przyssała się do butelki, otwierając szeroko swoje ciemne oczka i wtulając się w swoją mamę. Valerie natomiast miała łzy i podenerwowanie w oczach, była blada i zmęczona. Gdy skończyła karmić, wziąłem od niej małą, wykąpałem i położyłem spać. Tymczasem ona poszła w milczeniu na strych. To był kolejny raz, kiedy jakby miała dosyć naszej córki. Miałem nadzieję, że to tylko ta słynna depresja poporodowa, a nie nic poważniejszego. Usiadłem więc sam przed telewizorem i zacząłem oglądać po raz setny „Facetów w czerni”.
(perspektywa Valerie)
Była północ. Siedziałam na podłodze na strychu, zbierając myśli. Myśli o tym, co przeszłam przez ostatni rok. Moje 20 urodziny. 20 marnych lat, spędzonych nad cierpieniem, z nielicznymi chwilami szczęścia. Popijając zdecydowanie przesłodzoną herbatę, wpatrywałam się w granatowe niebo za otwartym oknem. Do pokoju wiało chłodne, lutowe powietrze, ale byłam okryta kocem, więc mało mi to przeszkadzało.
Dwumiesięczna Primrose spała smacznie piętro niżej w swoim łóżeczku z pluszakami z Toy Story dookoła siebie, nieświadoma postanowienia swojej matki, która zaczęła ronić łzy na świeże, zakrwawione rany.
Usłyszałam dobrze znane mi kroki. Schowałam dłonie w fałdy koca i wtuliłam się w ciepłe ciało Liam’a, który usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Widzę, że się pocięłaś. Krew spływa na podłogę – odparł z lekko łamiącym się głosem. – Nie bierzesz leków, prawda?
- Nie – pokręciłam głową. – To moje największe marzenie, Liam – spojrzałam mu w oczy.
- Dlaczego chcesz się zabić? – spytał, nie kryjąc płaczu i załamania.
- A dlaczego ty nie chcesz się zabić? – odparłam po dłuższej chwili wahania, a łzy spływały mi po policzkach.
- Żeby żyć.
- A ja chcę się zabić po to… żeby umrzeć – pociągnęłam nosem. - To ten moment… mam odwagę. Zobaczysz, zrobię to – pokiwałam głową.
- Naprawdę aż tak nas nienawidzisz? Mnie, Prim? – spytał.
- Nie, ja… ale ja muszę. MUSZĘ – prawie syknęłam, a on wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z moimi żyletkami.
(perspektywa Liam’a)
Czy chciałem umrzeć? Nie.
Czy mógłbym żyć bez niej? Również nie.
To była najtrudniejsza decyzja w moim prawie 20-letnim życiu. Decyzja o samobójstwie. Nie widziałem innego wyjścia. Za Valerie poszedłbym i w ogień, a to, że jest chora… Ale jej się nie dało wyleczyć. To było jej przeznaczenie. I od teraz również moje.
Miałem ostatnią godzinę życia. Wykorzystałem ją na spisanie krótkiego listu dla naszych rodzin i przyjaciół. Ostatni raz pocałowałem Prim w policzek, delikatnie, żeby jej nie obudzić. Obejrzałem nasze wspólne zdjęcia – pierwsze, zeszłoroczne, w Milkshake City, później kilka z Conlig, ślubne, kilka z naszą córeczką… Nie mogłem sobie przypomnieć, jaki byłem, zanim ją poznałem. Była sensem mojego życia. A jeśli umiera sens życia, umiera i dusza. Nie mogłem żyć bez duszy. Więc wolałem w ogóle nie żyć…
(perspektywa Valerie)
Po godzinie wrócił, trzymając coś za plecami. Gdy usiadł obok mnie, najpierw pocałował mnie w głowę, a potem pokazał 2 buteleczki z tabletkami. Tymi samymi, które zabrał mi w dniu, w którym pierwszy raz wyznał mi miłość.
- Nie wyrzuciłeś ich? – wyszeptałam.
- Nie – pokręcił głową i wyjął jakąś kartkę z kieszeni. – Chcesz dodać coś od siebie? – pokazał mi, a ja podyktowałam mu, co ma napisać.
- Naprawdę zrobisz to ze mną? Dla mnie? – wychrypiałam ledwo słyszalnie, a on pokiwał głową. – Kocham cię -  chwyciłam zakrwawionymi i trzęsącymi się dłońmi jego twarz i pocałowałam jego ciepłe, znajome wargi, które zawsze dawały mi tyle przyjemności.
Każde z nas chwyciło pudełko tabletek. W kącikach jego oczu widziałam łzy. Ale nie umiałam inaczej. Musiałam odejść. Wysypaliśmy zawartość każdego pudełka na dłoń, a potem zjedliśmy je, popijając na zmianę moją przesłodzoną herbatą.
Położyliśmy się na zakrwawionym od mojej krwi kocu i przytuleni zasnęliśmy na wieczność.

___________________________________________________________
To już ostatni rozdział. Widzimy się za 30 komentarzy w Epilogu. Dodawajcie je, ale powoli. Lubię czekać z dodaniem rozdziału, to buduje napięcie, mimo iż... tu już nie ma czego budować, prawda?
Rozdział z dedykacją dla mojej stałej czytelniczki, Susanne(@lonelycarrotx), której dedykację "wiszę" od kilku rozdziałów. Dziękuję Ci za wszystkie komentarze i miłe słowa na Twitterze ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
@MargaaStyles x

czwartek, 14 czerwca 2012

Rozdział 23: "Primrose"

(perspektywa Liam’a)
Za niecały miesiąc Valerie wychodzi z kliniki. Cały czas zastanawiam się, dlaczego nie pozwalają mi jej odwiedzać, ale skoro tak jest dla niej najlepiej, to koczuję między Londynem, Wolverhampton, a Conlig. Nie chciałem być sam w domu w Bangor, od zawsze widziałem nas tam razem. I nosiła nasze dziecko. No, może nie nasze, zważywszy na to, co zobaczyłem na tym nagraniu…
Nagranie. Zaraz po wiadomości o przewiezieniu Valerie do Londynu, pojechałem do Heath’a. Już nie pamiętam skąd miałem adres, ale trafiłem. Otworzył mi prawdopodobnie jego brat, a ja po prostu wparowałem do środka i dałem pakującemu się Somerhalder’owi po mordzie. Raz, drugi, trzeci… a on mi oddawał. Jego brat, mimo iż wyglądał na najaranego, rozdzielił nas.
- Wiesz za co -  otarłem rękawem krew z nosa i wyszedłem z ich domu. Już dość krzywdy wyrządził. Moja żona nie miała racji w osądzaniu jego: był skurwielem w czystej postaci. Mógłby być jego definicją. Nie żałowałem tego, ani trochę.
(perspektywa Valerie)
- Wypisujemy cię – stwierdził Jeremy. – Twój układ nerwowy jest w normie, psychologicznie też nie masz zaburzeń. Po prostu bierz te leki 2 razy dziennie przez miesiąc i będzie dobrze.
- Dzięki, Jer. Nie no, serio. Tylko gdzie ja mam wracać? – spytałam.
- Zameldowana jesteś w Bangor, więc…
- Nie mogę tam wrócić, nie po tym co się stało – pokręciłam głową.
- Oto wypis, a tu leki – westchnął, podając mi papierek i buteleczkę z lekiem. – Masz 3 godziny na spakowanie się i opuszczenie kliniki – dodał, a ja wyszłam z jego gabinetu. W końcu oddał mi telefon, więc mogłam zadzwonić po kogoś, żeby po mnie przyjechał. Pierwsza osoba, o której pomyślałam, to Harry. Wybrałam jego numer z pamięci telefonu i czekałam, aż odbierze. Odebrał. W tle było słychać stłumiony pisk Jeanette.
- Cześć, Harry. I Jean – wyszczerzyłam się sama do siebie.
- Gdzie przyjechać? – spytał od razu.
- Klinika Odwykowa imienia Maksymiliana Kolbe – wyrecytowałam. – Gdzieś tak za godzinę, ok? Muszę się jeszcze spakować i pożegnać z koleżankami – wyjaśniłam.
- Tęskniliśmy za tobą – powiedział ni z tego, ni z owego.
- Ja za wami też – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Do zobaczenia – dodałam i rozłączyłam się.
We wspólnym salonie aż wrzało od emocji. Podeszłam do Vanessy i spytałam, o co chodzi.
- No bo za godzinę przyjeżdża tu Demi Lovato! – uśmiechnęła się.
- Jesteś Lovatic? – spytałam.
- Tak. Dlatego pozwoliłam się oddać terapii – stwierdziła. – Skoro ona daje radę, to dlaczego ja nie? Co za różnica, czy to bulimia, samookaleczanie czy nimfomania? Z każdego nałogu da się wyjść.
- Wiem – a potem oddzwoniłam do Harry’ego, żeby jednak przyjechał za 3 godziny. Po spakowaniu się, zeszłam z torbą na dół, gdzie była ustawiona mała scena i krzesła dla nas. Usiadłam obok Van. Po kilku minutach do pokoju weszła Demi. Wszystkie powitałyśmy ją gromkimi brawami.
- Cześć dziewczyny, jestem Demi – powiedziała do mikrofonu. – Wiem, zabrzmiało jak na grupowej terapii, co? – zaśmiała się. – Dobraaa… najpierw krótki występ, a później opowiem wam coś, ok.? – spojrzała po nas, a my pokiwałyśmy zgodnie głowami.
Piosenkarka zaśpiewała Skycraper i Unbroken. Miała naprawdę genialny głos, który zawsze podziwiałam. Potem zabrano mikrofon, a ona spytała, czy możemy usiąść w kole. Zgodziłyśmy się. Lovato usiadła razem z nami i opowiedziała swoją historię, którą już znałam ze „Stay Strong”. Siedziałam dosłownie obok niej. Gdy skończyła opowiadać, spojrzała na mnie:
- Dziewczynka czy chłopiec? – uśmiechnęła się.
- Nie wiem, ale chcę, żeby to była niespodzianka – pogłaskałam swój ogromny brzuch i spojrzałam jej w oczy. – Jestem Valerie, właśnie mnie wypisali, ale zostałam na spotkanie z tobą – podałam jej dłoń. Później każda z nas mówiła o swoim problemie, a na koniec pomodliłyśmy się wspólnie o zdrowie i opiekę Bożą. I gdy powiedziałyśmy „amen”, do salonu wparowali Harry i Jeanette. Styles oczywiście wywołał poruszenie, chodź nieduże.
- Dziewczyny, miło było was poznać. Zwłaszcza ciebie, Vanesso – uściskałam ją. – I dziękuję ci, Demi. Z całego serca. Mogę prosić o autograf? – podałam jej książeczkę z płyty Unbroken, którą akurat posiadałam.
- Jasne – uśmiechnęła się i machnęła podpis. – Pozostań silna – dodała.
- Postaram się – kiwnęłam głową i przytuliłam ją, a potem Jean i Harry wzięli autografy(a Demi i od Harry’ego) i wyszliśmy z kliniki.
- Tylko nie wieźcie mnie do Bangor, błagam.
- Polecisz ze mną samolotem i przenocujesz jedną noc, a potem wrócisz do domu – uścisnęła mnie przyjaciółka, a ja odwzajemniłam uścisk.
I tak się stało: Harry zawiózł nas na lotnisko(gdzie na pożegnanie nie szczędzili sobie czułości), potem godzinny lot, kolacja i noc u Jeanette, a potem…
- Jest Liam w domu? – spytałam, gdy szłyśmy spacerem do naszego domu.
- Pewnie tak, a jak nie, to na zakupach – wzruszyła ramionami.
- Boję się spotkania z nim – wyznałam, przegryzając wargę.
- Nie masz czego – wzruszyła ramionami, a gdy byłyśmy już pod domem, wróciła do siebie. Robiąc głęboki wdech weszłam do środka. Wszystko było dokładnie takie, jak zapamiętałam. Tutaj czułam się jak w domu. Weszłam do kuchni i usiadłam na stołku barowym. I wtedy zabolał mnie brzuch, jakbym miała okres. Ale to niemożliwe, bo… szybko chwyciłam z blatu laptop i sprawdziłam w Internecie: cholera jasna, zaczynają się skurcze. Nie były regularne, ale bolały jak cholera. Zaczęłam się pakować do szpitala, robiąc przerwy, gdy bolało. Po godzinie do domu przyszedł Liam. Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja nie miałam czasu na poważne rozmowy:
- Ja mam skurcze. Musimy jechać do szpitala – westchnęłam i usiadłam, bo bolał mnie kręgosłup.
- Co ile masz skurcze?
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Miałem zostać ojcem, edukowałem się – wywrócił oczami. – Co ile?
- Nie wiem, gdzieś 8 minut…
- Masz rację, jedziemy – chwycił kluczyki od swojego auta(które musiał kupić, gdy byłam w klinice), pomógł mi wsiąść, wziął moją torbę z rzeczami i pojechaliśmy do szpitala. Tam odeszły mi wody płodowe. Wszystko mnie bolało i zaczęłam wymiotować, ale lekarze stwierdzili, że to normalne przy porodzie.
Potem przewieźli mnie na porodówkę, gdzie miałam urodzić. Mimo wszystko chciałam, żeby Liam był przy mnie. Kochałam go i kochałam to dziecko. Byli – oprócz mojej mamy – moją najbliższą rodziną, mimo iż do tej pory nie była pewna, czyje ono będzie. Po pół godziny bolesnych skurczy usłyszałam płacz dziecka. Potem musiałam urodzić łożysko, ale to było mniej męczące. Dowiedziałam się tylko tyle, że była to dziewczynka, a później zabrali ją do mycia i badania. Mnie również umyto od pasa w dół, a potem przewieźli mnie na salę, gdzie ze zmęczenia po prostu zasnęłam.
(perspektywa Liam’a)
Po porodzie, mimo iż byłem silny, musiałem iść do toalety i zwymiotować. „Piła” w porównaniu z tym, to bajeczka dla dzieci. Żując miętową gumę dla zabicia odoru wymiocin, zaglądnąłem na salę mojej żony: spała, przykryta swoim ulubionym kocem. Obok jej łóżka było łóżeczko, w którym spała nasza córeczka. Zaglądnąłem do środka i oniemiałem: ułożyła się niemal identycznie jak jej mama i spała. Nie chcąc im przeszkadzać, postanowiłem zjeść lunch w McDonalds za rogiem. Po posiłku wróciłem do ich sali. Akurat Valerie karmiła małą piersią. Po drodze z Maka kupiłem jej prymulki, mimo iż był środek zimy.
- Jakie śliczne, prawda? – wyszeptała do małej. – Tatuś się postarał o ładne kwiatuszki dla nas – dodała, a potem odsunęła ją od siebie i podała mi. – Ma twoje oczy – wyszeptała z dumą, jakby wiedziała więcej ode mnie.
- Ale resztę ma po tobie – uśmiechnąłem się i przytuliłem to małe ciałko do siebie, podczas gdy Valerie jadła swój lunch, który jej przemyciłem.
- Pielęgniarka pyta, jak ją nazwiemy.
- Katherine?
- Chcesz ją nazwać po mojej matce? Niedoczekanie twoje – pokręciła głową i spojrzała na kwiaty we flakonie. – A co powiesz na Primrose?
- Prim… śliczne jak ona – pocałowałem delikatnie małą w delikatny policzek i odłożyłem śpiącą do łóżeczka. Nagle ni z tego, ni z owego moja żona zaczęła płakać. Usiadłem obok niej na krześle i objąłem ramieniem, ale ona je odepchnęła.
- Po co ta gra, Liam? Wiem, co o mnie myślisz i nie jest to nic pozytywnego. Więc po prostu nas zostaw, dobrze? Po prostu… odejdź.
- Chcesz tego? – spytałem ostrożnie, a ona pokręciła przecząco głową. – Ja też nie. Kocham was. Obie – uniosłem jej podbródek i spojrzałem w jej szmaragdowe oczy. – Zawsze i na zawsze – dodałem i pierwszy raz od pół roku ją pocałowałem. Jej usta były słone od potu i łez, a jednocześnie tak delikatne i znajome. Odwzajemniła pocałunek i wplątała palce w moje włosy. Byliśmy szczęśliwą rodziną. W końcu nam się to udało…
(perspektywa Blair)
- Słuchaj tego: Zayn rozstał się ze swoją dziewczyną, piosenkarką Blair Cast, ponieważ ta zostawiła go, wyjeżdżając w trasę – przeczytałam Will’owi w tourbusie i parsknęłam śmiechem. – Ta, jasne, a ja jestem Królowa Matka.
- A ja Książe Ze Bajki.
- Mówi się Z bajki.
- W Shrek’u nie – odgryzł się, a wtedy zadzwonił mój telefon:
- Halo?
- Valerie urodziła zdrową córeczkę. Ma na imię Primrose i…
- O Boże, Liam – niemal pisnęłam. – Dasz mi ją do telefonu?
- Właściwie to jestem w sklepie i kupuję łóżeczko dla małej. Jezu, żeby przez pół roku nie pomyśleć, to naprawdę.
- No to do ciebie niepodobne, ale w sumie to też nasza wina, mogliśmy ci przypomnieć – zaśmiałam się. – Ile waży, mierzy?
- 3kg, 50cm. Po prostu książkowo – odpowiedział z dumą. – Jaki kolor łóżeczka lepszy?
- Dla dziewczynki? No chyba różowy, co nie?
- A nie mogę kupić z Toy Story?
- A to już się pytaj Valerie
- Dobra, jeszcze obdzwonię resztę, pa – rozłączył się, a przez całą rozmowę Will mi się dziwnie przyglądał:
- No co? – wywróciłam oczami.
- Dobrze słyszałem, że nazwali ją Primrose? – uniósł brew.
- Mhm, a coo… Aaa. Twoja mama. Racja – pokiwałam głową i spojrzałam za okno. Świeciło słońce, ale nie było duszno. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i położyłam nogi na stole.
- Na tym się je – jęknął Josh Devine, mój perkusista. Tak, ten sam Josh, który gra z 1D.
- Cicho – rzuciłam w niego jakimś papierkiem leżącym na fotelu.
Przebywanie z samymi chłopakami dodało mi pazura na koncertach. Nigdy nie byłam mega chłopczycą i nigdy nie mam zamiaru nią zostać, aczkolwiek przebywanie z nimi bardzo pomagało mi scenicznie, serio.
- Jest jakieś piwo w lodówce? – podrapał się po tyłku Mark, gitarzysta, wychodząc w samych bokserkach z „części sypialnianej”.
- Weź się umyj na stacji, bo śmierdzisz – zmarszczyłam nos i zobaczyłam, że Zayn dzwoni do mnie na Skype. Szybko podleciałam do laptopa, ale niestety, Josh odebrał pierwszy i zaczął opowiadać głupoty o moim pseudoromansie z Mark’iem i jakże to my namiętne fetysze teraz uprawiamy. Usiadłam obok niego i walnęłam go pięścią w krocze, aż upadł pod stół i zaczął się wydzierać.
- Cześć kochanie – powiedziałam jakby nigdy nic do Malik’a, którego widziałam na ekranie.
- Czy ty go…?
- Tak – wywróciłam oczami. – Josh, zbieraj się z podłogi, jak chcesz lizać mi stopy, to potem – parsknęłam śmiechem i pomogłam perkusiście wstać.
- Dokładnie jak nasz tourbus – usłyszałam głos Hazzy.
- Siema Styles! – krzyknęłam.
- Dobra, może mały ogar? – zasugerował delikatnie Zayn.
- Ok, ok. – poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się słodko. – Słyszałeś, Valerie wyszła z kliniki i od razu poszła do szpitala i urodziła dziewczynkę i…
- Rany, jak ja za tobą tęsknię – westchnął, a mi zaszkliły się oczy.
- Ja za tobą też – posłałam całus do kamerki, a siedzący naprzeciwko Devine już chciał rzucić sarkastyczną uwagę, ale pogroziłam mu szpicem buta, więc usiadł obok Will’a i zaczęli grać oglądać jakiś film w telewizji.

________________________________________________________
No, to przedostatni rozdział. A potem dodam epilog. A potem zacznę pisać FBI-Direction, opowiadanie kryminalne z 1D jako agentami FBI ;)
Rozdział z dedykacją dla WSZYSTKICH Directionerek, jakie poznałam przez Internet: Veronique, Żan, Moni, Ronnie, Juliet, Kasi, Klaudii i wielu innych. Uwiebiam Was, wiedzcie o tym! ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
@MargaaStyles xx