wtorek, 24 lipca 2012

Dodatek 2: "Larry Stylinson"

A/N: Od teraz tutaj przy dodatkach i przy rozdziałach na FBI-Direction będę pisać notkę u góry, bo na dole nikt nie czyta #js Anyway, będą jeszcze 2 dodatki i... end of story. Chyba, że na piąty mnie natchnie, ale w to już wątpię, zważywszy w jak daleką przyszłość idę w tamtych... Kurde, za dużo wygadałam. Ale nadal macie drugi blog, no i moje, Żanety i Moniki jednoparty -> (drugi blog), (jednoparty)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Twitter: @MargaaStyles x
Do następnego dodatku?: Ostatnio chciałam 30. No niestety, zbyt bardzo mnie korciło i dodałam wcześniej... Ale nic, tym razem 'tylko' 25 ;) x
Pytania?:
http://ask.fm/MargaaStyles



 
(perspektywa Harry’ego)

*rok 2029*

Mimo trzynastu lat małżeństwa z Jeanette, a Louis’a z Olive piętnastu, późno zdecydowaliśmy się na dzieci: Abigail Tomlinson miała dopiero 4 latka, a James Styles – niecały rok. Nie była to niczyja wina, po prostu nasze relacje były… hmm… większość ludzi określa je jako „niecodzienne”.
Taka była prawda. Kochałem Jeanette, ale kochałem też Lou. On miał tę samą sytuację ze mną i Olive. Żadne z nas nie chciało odpuścić, więc… tak zostało. Dziewczyny przez lata zostały przyjaciółkami – a łóżku powiedziałbym nawet, że kimś więcej. Nigdy nie zdarzyło się, żebym uprawiał seks z samą Olive, tak samo jak Louis nigdy nie uprawiał seksu z Jeanette. Dopuszczalne były w tym wypadku trójkąciki.
Ale za to Larry… Larry Stylinson przetrwało tą próbę.
Chodź cholernie się bałem, że może być inaczej…
Sześć lat wcześniej…
music: Justin Bieber –Be Alright
- Harry, musimy porozmawiać – powiedział pewnego dnia Lou, gdy Jean i Olive były w pracy.
- Słucham miśku.
- Olive… chciałaby mieć dziecko – wbił wzrok w podłogę, a ja oniemiałem.
Dziecko. Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Mając swoje żony nie musielibyśmy oczywiście korzystać z pomocy surygatek. Ale nagrywaliśmy kolejne albumy, jeździliśmy w trasy, Jeanette robiła karierę jako projektantka, a Olive rzuciła pracę kierowcy i palenie i została przedszkolanką. Ledwo mieliśmy czas na pocałowanie żon, a co dopiero na próby starania się o dziecko. Zostawiliśmy to więc… do tamtego dnia.
- Akurat przed wydaniem albumu? – spytałem tylko, a Louis popatrzył na mnie z dziwną miną. – A co mam innego powiedzieć? Nie miej dziecka? Nie przekaż swojej seksowności dalej? – spojrzałem mu prowokacyjnie w oczy i uniosłem brew, a on mnie pocałował.
- Jesteś najlepszym mężem na świecie – wyszeptał po kilku razach doprowadzenia go do orgazmu, jeszcze tego samego dnia.
- Mężem? – lekko się odsunąłem, a on zarumienił się.
- No bo myślałem… że skoro mieszkamy razem i w ogóle…
- To bigamia, mało w którym kraju legalna, kotku – wyjaśniłem mu. – Ale to słodkie z twojej strony, że mnie tak nazywasz – rozczuliłem się i przeczesałem jego rozczochrane jak trzaśnięte piorunem włosy.
- Louis, mam wyniki testu! – usłyszeliśmy wesoły głos blond żony Tomlinson’a na dole, a ja zamarłem.
- Testu? – wycedziłem przez zęby.
- Harry… - zaczął.
- Nie odzywaj się do mnie – uciąłem, zapiąłem spodnie i wyszedłem z sypialni.
(perspektywa Louis’a)
Miałem nieduży wybór: iść od razu przepraszać Harry’ego albo dowiedzieć się, czy zostanę ojcem. Stwierdziłem, że Hazza może chwilę się burmuszyć, więc zszedłem na dół, do rozradowanej Olive. Podała mi rozdartą kopertę z wynikami badań lekarskich: wszystko wskazywało na to, że była w pierwszym miesiącu ciąży. Aż usiadłem z wrażenia.
- Louis? Boo Bear? Żyjesz? – pomachała mi dłonią przed oczami i pocałowała w policzek. – Będziemy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną! – ucieszyła się, a ja sztywno ją uściskałem, a potem mruknąłem coś, że idę wziąć prysznic.
Za co miałem przepraszać Harry’ego? Że postanowiliśmy mieć z Olive dziecko i tak szczerze to jemu nic do tego? Nie. On miał dużo do tego. Boże, dlaczego nasze związki muszą być takie popieprzone? Był moim… mężem. Tak go nazwałem, zanim przyszła moja żona. Miałem – w przenośni – męża i cywilnie żonę. To na serio jest bigamizm.
Nie poszedłem go przeprosić. Trwało to miesiąc, dwa… W końcu prasa zaczęła zauważać brzuszek Liv i musieliśmy powiedzieć prawdę. Wtedy zaczęła się burza: to dlatego Larry się nie odzywają. Harry poświęca więcej czasu Jean, Lou dla Liv i nie mają go dla siebie. Oh, gdyby znali prawdę.
Po wydaniu albumu zapamiętałem jeden dzień: przyszła do nas dziewięcioletnia wtedy Cheryl i pięcioletni Jason, bo ich rodzice mieli sesję nagraniową na nowy album Blair. Hazza pomagał im piec babeczki. Miał tylko starszą siostrę, więc w pewnym momencie zirytował się na dzieci. Postanowiłem mu pomóc, bo od dłuższej chwili mnie to bawiło.
- Co dziś szef kuchni poleca? – spytałem.
- Muffinki z czekoladą – odpowiedział Jason. – Takie, których tata zabrania nam jeść.
- Spokojnie, nie powiem mu – mrugnąłem do malucha. Dzieci Malików wyglądały zupełnie jak ich rodzice zamienieni płcią: Cheryl miała czarne włosy, ciemną karnację i piwne oczy, a jej młodszy brat brązowe włosy, ciemnobrązowe oczy i jasną cerę.
- Ty nie umiesz gotować – stwierdził Styles.
- Chcesz pojedynku na gotowanie? Naprawdę? Bo jak ja i Cheryl cię załatwimy… - podniosłem dziewczynkę do góry, a ona zaśmiała się i krzyczała, żebym ją puścił.
- Jason, chłopie… Załatwimy te dwie baby – powiedział teatralnym szeptem mój „przeciwnik” i każde z nas zaczęło robić muffinki według własnego przepisu. Kuchnia wyglądała jak pobojowisko, wszystko lepiło się od czekolady i nie mieliśmy bezstronnego jurora… Dopóki nie przyjechała po dzieci Blair.
- No, zbieramy się dziee… Jezu, co tu się stało?! – krzyknęła, patrząc po nas.
- Mamo, spróbuj jakie dobre zrobiłem z wujkiem Harry’m!
- A nie, bo ja i wujek Louis lepsze – pokazała mu język Cheryl.
Blair spróbowała po jednej babeczce z każdego wypieku, a potem zakasłała:
- Obie drużyny stworzyły niejadalne i półsurowe wytwory cukiernicze! Remis! – parsknęła śmiechem, a dzieci jęknęły. Pożegnała się z nami i podziękowała za opiekę, a później wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Zostałem sam z Harry’m i wielkim pobojowiskiem w kuchni.
- Ja tego nie sprzątam – odparłem, a Haz tylko westchnął i po pół godziny kuchnia lśniła czystością.
- Widzisz? Dzieci mogą być fajne – odparłem, chodź miałem ochotę ugryźć się w język.
Styles spojrzał na mnie i wylał z siebie chyba największy jak dotychczas potok słów:
- Dokładnie pamiętam dzień, w którym cię spotkałem. Dzień bootcamp’u, każdy był wrogiem, ale i się rozumiał. Akurat wyszedłem z toalety i myłem ręce, a ty akurat wchodziłeś. Byliśmy tam sami, więc głupio było się nie przedstawić. Zacząłeś gadać coś o tym, że pewnie nie przejdziesz i w ogóle, a ja poklepałem cię po ramieniu i pocieszyłem, że na pewno będzie dobrze. I miałem rację. Nie odpadłeś, tylko ja. Doskonale pamiętam, że gdy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy razem w zespole, mocno się uściskaliśmy. A Niall zaczął tak śmiesznie podskakiwać – zaśmiał się. – Nasza przyjaźń kiełkowała, chodź nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to coś więcej. Wiesz, kto mnie w ósmym tygodniu uświadomił, że widzi z nas więcej, niż przyjaciół? Twoja mama. Jay Tomlinson, technicznie moja obecna teściowa. Powiedziała: „Louis przyjeżdża do domu i nie mówi o emocjach na scenie czy o innych osobach z programu, tylko o tobie, Harry. Zauroczył się w tobie na amen, ale… nie mam nic przeciwko”. Bałem się tego, co czułem. Powoli zacząłem dochodzić do wniosku, że podobają mi się obie płcie – a właściwie ty i dziewczyny. Byłem tak cholernie zazdrosny o Valerie, o sam fakt, że ci się spodobała – zacisnął pięść. Zawsze żałował swojej zazdrości i tego, że nie mógł się z nią pożegnać, opowiedzieć jej wszystko i przeprosić.  – A później zrobiłem to samo, z Jeanette. Ale tym razem się udało. A ty nie miałeś nic przeciwko. Poznałeś Olive. Wzięliśmy z nimi śluby, bo to kobiety naszych żyć, a mimo wszystko jesteśmy tu i się kochamy. Nie przestałbym cię kochać, nawet gdyby się okazało, że chcesz mieć setkę dzieci! Ale obiecaj mi jedno…
- Tak, Harry? – zamrugałem słodko oczkami.
- Oh, zamknij się, Boo Bear – parsknął śmiechem, ale po chwili wrócił do poważnego tonu. - Obiecaj mi, że też mi jebniesz taką mowę, gdy będę chciał mieć dziecko, dobra? Chcę się jednak poczuć ci trochę potrzebny…
- Nie mów tak, Haz – pocałowałem go w czoło. – Wiesz, że zawsze będę cię kochał.
- I nawzajem, Lou – oddał pocałunek, ale tym razem w usta.

niedziela, 8 lipca 2012

Dodatek 1: "Primrose Payne"

(perspektywa Primrose)
Dzisiaj kończę szesnaście lat. Nie planowałam żadnej imprezy, ani tym bardziej nie żądałam od Jade i Niall’a prezentów. Nie mówiłam nawet do nich „mamo i tato”, gołym okiem było widać, że nie są moimi rodzicami. Miałam siedmioletnią przybraną siostrę, Daisy i kochałam ją. Najlepiej z naszej „wielkiej, kochanej rodzinki” dogadywałam się chyba z Heath’em. Średnio akceptowalny przez resztę, był jedyną osobą, która mnie rozumiała. To pewnie dlatego Valerie się z nim przyjaźniła.
Ale wracając do tematu: szesnaste urodziny. W Stanach Zjednoczonych to wielkie święto, ale tutaj, w Wielkiej Brytanii, to po prostu kolejny rok dla nastolatka. Jednak nie dla mnie. To dzisiaj miałam się dowiedzieć prawdy: jak umarli moi biologiczni rodzice, Valerie i Liam Payne’owie.
Odkąd skończyłam pięć lat domyśliłam się, że Jade nie jest moją matką. Spytałam ją wprost, a ona nie zaprzeczyła. Po kolejnych dwóch latach chciałam znać prawdę. W kółko powtarzali, że „jak będę starsza”. W wieku 9 lat zapadła decyzja: dowiem się o wszystkim w szesnaste urodziny.
Wstałam więc z łóżka, rozczesałam gęste, brązowe włosy i związałam je w mocny, koński ogon. Włożyłam koszulę w kratę i czarne rurki, a do tego ciemnobrązowe kozaczki – w końcu mieliśmy grudzień. Tak ubrana zeszłam na śniadanie, a Daisy spojrzała na mnie wielkimi, niebieskimi oczami:
- Wyglądasz jak ta pani ze zdjęcia – pokazała na fotografię Valerie i Liam’a siedzących na huśtawce ogrodowej. Moja rodzicielka miała dokładnie tak samo związane włosy, a ojciec podobne ubrania. Może gust jest w genach?
- Dziewczynki, chodźcie już, bo spóźnicie się do szkoły! – usłyszałyśmy w kuchni, gdzie Jade przyszykowała nam kanapki i gorącą herbatę.
- Wszystkiego najlepszego – usłyszałam równocześnie od wchodzącego od strony salonu do kuchni Niall’a, Jade i – z lekkim spóźnieniem – Daisy. Uśmiechnęłam się szeroko i uściskałam wszystkich, a potem zbliżyłam się do mojej prawnej opiekunki:
- To dzisiaj. Chcę poznać prawdę – wyszeptałam, a ona pobladła i spojrzała na swojego męża. Udawałam, że tego nie widzę i zabrałam się za pałaszowanie śniadania.
Po posiłku ciepło się ubrałam i odprowadziłam małą Horankę do szkoły, a sama udałam się do swojej. Na korytarzu spotkałam swoją przyjaciółkę i córkę Zayn’a i Blair, rok młodszą ode mnie Cheryl, która od razu mnie uściskała i dała paczuszkę z prezentem. Podziękowałam jej i odparłam, że prezenty otwieram później, a następnie schowałam go do torby.
Po lekcjach wróciłam do domu, upewniając się, że Cheryl zaprowadzi do swojego domu Daisy. Nie chciałam, żeby była przy rozmowie o moich rodzicach. A po za tym uwielbiała jedenastoletniego Jason’a Malik’a, bo zawsze dawał jej wygrywać w gry video, w przeciwieństwie do mnie.
- Wróciłam! – krzyknęłam od progu i ściągnęłam puchową kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki bez palców. Po zdjęciu butów włożyłam ciepłe kapcie. Poszłam do salonu, gdzie Horanowie siedzieli z albumem na kolanach.
- Co jest w środku? – spytałam.
- To twój prezent. Ale każde zdjęcie ma swoją historię. Może usiądź – zaproponował Niall, a ja pokiwałam głową i wykonałam jego polecenie. Spojrzałam na pierwsze zdjęcie.
- Czy to… mama i… Heath, tak?
- Tak kochanie. Oni… wiele razem przeszli, właściwie to… technicznie… mógłby być twoim ojcem… - zaczęła Jade.
- Ale nie jest, prawda? Mówiłaś, że jest nim Liam, ten ze zdjęcia w przedpokoju! – prawie krzyknęłam, a w kącikach oczu zebrały mi się łzy.
- Spokojnie, nie jest. Ma zielone oczy, jak twoja matka, a ty masz brązowe, zupełnie jak Liam. Chyba tylko to utwierdzało wszystkich w przekonaniu, że jesteś jego córką – zaśmiała się i przewróciła kilka stron do tyłu:
- To ja i Valerie gdy byłyśmy w twoim wieku.
Spojrzałam na zdjęcie: Jade była bardzo podoba do siebie. Może miała mniej kobiece kształty i bardziej dziecięce rysy, ale prawie niczym się nie różniła. Natomiast druga postać na zdjęciu… To byłam ja. Zielonooka wersja mnie, tylko… oh, bez nogi. O tym wiedziałam. Przy tym zdjęciu opiekunka opowiedziała mi, że Valerie już wtedy się cięła. Nie robiła wstępów, powiedziała to prosto z mostu.
Niall wspomniał, że rok wcześniej Liam pierwszy raz poszedł na przesłuchanie do X-Factor, a swoją małżonkę poznał dwa lata po ich zwycięstwie i kilka miesięcy po wydaniu pierwszej płyty.
Potem Jade opowiedziała mi, jak matka popadła w nałogi, a Niall dokładał fragmenty z życia taty. Szczęśliwego życia. W końcu doszli do punktu, w którym rodzice biorą ślub.
Tydzień po ślubie mama idzie do kliniki, bo tata znajduje seks taśmę z nią i Heath’em w rolach głównych. Wtedy kilka łez spłynęło po moich policzkach. Jade delikatnym gestem próbowała je otrzeć, ale ja odepchnęłam jej dłoń i kazałam opowiadać dalej.
Była w trzecim miesiącu ciąży. Nie wiedziała z kim. Nikt nie miał z nią kontaktu, aż do dnia wyjścia z kliniki. Dokładnie szesnaście lat temu, w dniu moich narodzin.
- Pamiętam… wszyscy stawiali, że będziesz chłopcem. Dosłownie, Harry i Louis chcieli ci nawet już ciuszki kupować. Ale Liam się nie zgadzał, dopóki sam cię nie zobaczy – próbował uśmiechnąć się Niall, ale średnio mu to wyszło.
- Skoro wyszła z kliniki to co… co się stało? Dlaczego oni… nie żyją? – dociekałam.
- W dwudzieste urodziny Valerie… zostawiła mi list – podała mi starą kartkę pachnącą krwią, a ja przeczytałam jej treść i wtedy zrozumiałam:
- Mama się nie wyleczyła do końca, prawda?
- Nikt tego nie wie – załkała Jade, nie mogąc wytrzymać. – Może przestała brać leki? Policja znalazła obok nich puste pudełeczka po lekach, a ty… ty spałaś, nawet jak wyły syreny policyjne. Obudziłaś się z płaczem dopiero, gdy cię zabraliśmy do domu Niall’a. Nikt nie wiedział, co z tobą zrobić. Krążyłaś z mojego mieszkania do domu chłopaków – no i twojej babci, mamy Valerie.
- Nie pamiętam jej – pociągnęłam nosem.
- Babcia Humphrey przeszła załamanie nerwowe i zawał serca. Umarła gdy miałaś dwa latka – pocałował mnie w głowę Niall, a ja przytuliłam się do niego.
- Dlaczego babcia Payne wam nie pomagała? Znaczy, teraz przyjeżdża co święta, jak ciocie.
- Mieszkała za daleko, tak samo jak Ruth i Nicole. Nie wiem dlaczego cię nam zostawili. Może wiedzieli, że pokochamy cię jak własną córkę? Bo dla nas jesteś jak pierworodna wiesz, kochanie? – spojrzała mi w oczy Jade, a ja pokiwałam głową ze łzami w oczach. Przytuliła się do mnie i Niall’a, a po kilku minutach uścisku usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a w drzwiach stała cała nasza „pokręcona rodzinka”:
Zayn i Blair z Cheryl i Jason’em – przyprowadzili Daisy; Harry i Jeanette z wyraźnym brzuszkiem oraz Louis i Olive z czteroletnią Abigail. Ta ostatnia czwórka ma niecodzienne relacje seksualne, chodź – jak widać – z tego też są dzieci.
- 100 lat Prim! – krzyczeli wszyscy dookoła, ściskając mnie i całując. Kilka chwil później przyjechały też ciocie Ruth i Nicole tłumacząc babcię, która była w sanatorium. Zjawił się też Blaine – brat Jade, który obecnie miał 21 lat oraz Greg – brat Niall’a z żoną Alicią.
Wieczorem, po ucichnięciu całego zgiełku – a powodowały go tylko Jason, Daisy i Abigail i nie stałoby się to, gdyby Nicole nie dała mi w prezencie kompletu bielizny, w tym za dużego stanika, który od razu podwędziły mi dzieciaki. Gdy „maluchy” pozasypiały, a Cheryl wróciła do domu, bo miała jeszcze lekcje do odrobienia, dorośli postanowili zacząć wspominać, jak to wszyscy się poznali.
Nie chcąc im przeszkadzać, chwyciłam szkolną torbę i udałam się na górę. Po odrobieniu zadań domowych – w tym napisaniu 4-stronnicowego opowiadania na angielski – postanowiłam otworzyć prezent od Cheryl. Przy wstążce był bilecik z napisem:
„Twoja mama dała go mojej. Teraz czas na wymianę pokoleniową.
- Twoja Cheryl x”
Powoli otworzyłam pudełeczko. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy naszyjnik, jaki w życiu widziałam. Srebrny, z małym serduszkiem i wygrawerowanym napisem: FOREVER.
Oczy znowu mi się zaszkliły. No tak, Jade mówiła, że… mama przyjaźniła się również z Blair i Jeanette. Zaczęłam bawić się naszyjnikiem. W pewnym momencie śmiesznie kliknął i otworzył się:
W środku było zdjęcie mamy i Jeanette, całujących w policzki stojącą na środku zdjęcia roześmianą Blair w czapce-bejsbolówce z napisem „Z.M”.
Wtedy usłyszałam od strony komputera, że ktoś dzwonił do mnie na Skype: to Heath, pewnie chciał złożyć życzenia. Odebrałam, włączając kamerkę.
- Witaj szesnastolatko – uśmiechnął się.
- Sto lat – dodała siedząca obok niego Danielle, jego żona od dobrych trzynastu lat.
- Dzięki. Słuchajcie, dziś jest mój dzień… opowiecie mi coś o rodzicach? Proszę. Niall mówił mi, że jakiś czas chodziłaś z tatą. No a ty, Heath… mogłeś być nawet moim ojcem – powtórzyłam słowa Jade, a tancerz pokiwał głową.
Opowiedzieli mi wszystko z trochę innej perspektywy. Dan przyznała, że poznała Heath’a, gdy studiował, a ona robiła licencjat. Zakochanie od pierwszego wejrzenia i tak dalej. Ale potem przyszła wiadomość o śmierci mamy. Somerhalder się załamał i nie chciał z nikim rozmawiać. Nie mógł znieść bezsilności, tego, że nie mógł jej pomóc. W końcu na jakiś czas rozstał się z Danielle. Poszedł na terapię. To mu pomogło. Zeszli się i teraz mają trzecie dziecko w drodze: poprzednie to dwunastoletnia Ashley i pięcioletnia Rubin.
- Dziękuję, jesteście kochani – miałam ochotę już ich uściskać, chodź zawsze przyjeżdżali do UK na Święta Bożego Narodzenia, które wypadały około dwa tygodnie po moich urodzinach.
- Nie ma za co – odpowiedzieli razem i rozłączyli się, bo usłyszeli pretensje Ashley o coś, co rzekomo zrobiła Rubin.
Znałam prawdę o rodzicach. Może i postąpili źle, dając się chorobie mamy, ale… tata zrobił to z miłości. Rodzice kochali siebie nawzajem bardziej ode mnie. Każdy by wyciągnął taki wniosek. Ale słysząc śmiechy z dołu, sama mam uśmiech na ustach. Bo to są ludzie, których bezgranicznie kocham. To jest moja rodzina. Czasem dziękuję losowi, że stało się tak, a nie inaczej.
Bo przeznaczenia nie da się oszukać.
_______________________________________________________
Hello! Witajcie w pierwszym dodatku, w jakimś stopniu kontynuacji tego opowiadania ;) Pisałam o tym w notce do Epilogu, ale może ktoś nie doczytał, więc to dla niego zaskoczenie, hah. Anyway, nie wiem ile dokładnie ich będzie, chodź mam już w zanadrzu drugi, trochę z innej perspektywy ;)
Gdzie jeszcze możecie mnie znaleźć? A no na nowym blogu, gdzie One Direction są... agentami FBI! Trochę odbiegłam od tego, co zazwyczaj piszę, ale niewiele, więc... TUTAJ możecie znaleźć już prolog+3 rodziały.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
następny dodatek dodam po 'osiągnięciu' 30 komentarzy, jak to było w przypadku rozdziałów x
@MargaaStyles xx