niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 20: "The Wedding"

[ PODKŁAD : Demi Lovato ft. Jason Derulo - Together ]

(perspektywa Valerie)

Ukończyłam szkołę średnią w Conlig z wyróżnieniem. Dostałam się też ze stypendium do wyższej szkoły literackiej w Bangor. Od października zaczynam studia. Tak, znalazłam swoje powołanie, chciałam pisać. Napisałam nawet jedną piosenkę na album Blair – Beautiful People. Nawet ją z nią zaśpiewałam, ale no cóż, mój głos nie powala.
One Direction wydadzą lada dzień swój album z piosenkami z X Factor, już widzę te tłumy w sklepach… Fani dowiedzieli się o Liam’ie i o mnie, na szczęście nie mają nic przeciwko mnie. No, przynajmniej większość.
Louis i Olive nadal się przyjaźnią. I nic więcej, z tego co wiem. Czyżby przeszkadzało jej Larry? A może po prostu Louis nie był w jej typie? Tego chyba się nie dowiem, jak na razie.
1 lipca 2012. Stojąc w białej sukni przed lustrem w garderobie, ze spiętymi włosami nie poznawałam samej siebie. [KLIK]. Myślałam o tych wszystkich chwilach, w których chciałam się zabić, bo świat wydawał się odwracać przeciwko mnie. Jak po raz pierwszy, w wieku 14 lat uchlałam się razem z Jade, a akurat tej samej nocy jej mama pojechała do szpitala rodzić jej brata, Blaine’a, więc nocowałyśmy pod drzwiami, bo moi rodzice wyszli na jakąś imprezę. Utrata dziewictwa z Heath’em. Poznanie Blair i Jeanette. Pierwszy pocałunek z Liam’em...
- Gotowa? – weszła bez pukania moja mama i wyrwała mnie z zamyślenia. – Bo twoje druhny i świadkowa się niecierpliwią – dodała.
Świadkową była, jak wiadomo, Jade, a druhnami Blair, Jeanette, Ruth i Nicole(dwie ostatnie to siostry Liam’a). Świadkiem został Zayn, a drużbami Heath, Harry, Louis i Niall. Przyjechali też rodzice Liam’a, nasi dziadkowie, ciocie, wujkowie i ogółem całe te familie. Jeszcze jak każdy z osobą towarzyszącą to już w ogóle… Ale to był mój dzień. To dzisiaj miałam zostać panią Humphrey-Payne…
- Dobra, możemy jechać – kiwnęłam głową. Cała uroczystość, i cywilna, i kościelna, miała odbyć się w Kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bangor.
- Nie, jeszcze nie – pokręciła głową mama. – Okej, suknia jest nowa, tak?
- O nie, chyba nie wierzysz w te przesądy? – uniosłam brew, ale potem stwierdziłam, że to może być dobra zabawa…
- Coś starego i pożyczonego… - podała mi podwiązkę, a ja szybko ją ubrałam, śmiejąc się.
- Jeszcze coś niebieskiego – stwierdziłam.
- Masz – podała mi wsuwkę do włosów z małym, niebieskim oczkiem, a ja wpięłam ją z tyłu koka.
- Wyglądasz prześlicznie – uściskała mnie, a ja tylko westchnęłam.
Po przyjeździe pod kościół dziewczyny i mama weszły do środka i ustawiły się na swoich miejscach. Pozostało tylko wejście do kościoła. Jako że nie miał mnie kto odprowadzić do ołtarza, poprosiłam wujka Robert’a, szwagra mojej mamy. Oczy zaszkliły mi się od łez. Mimo całej niechęci do mojego ojca, zawsze chciałam, żeby to on odprowadził mnie do ołtarza… Teraz już nie mógł. Wujek wziął mnie pod rękę, ale widząc lekki strach na mojej twarzy szepnął:
- Cały czas i przestrzeń, wszystko co się wydarzyło lub kiedykolwiek wydarzy, teraz przeżyjesz z nim... – spojrzał mi w oczy, a ja poczułam przyjemne ciepło w środku. Szłam powoli, a marsz weselny rozbrzmiewał w całym kościele. Cały czas patrzyłam w ziemię, dopiero przy ołtarzu, gdy Liam chwycił moją dłoń, spojrzałam mu w twarz. Od czekoladowych oczu biło to samo ciepło, miłość i poczucie bezpieczeństwa, co zawsze. Chciałam od razu go pocałować, ale ksiądz zaczął mówić przysięgę, którą Liam powtórzył:
- Ja, Liam, biorę Ciebie, Valerie, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Następnie miałam to powtórzyć ja. Wzięłam głęboki oddech, przełknęłam ślinę i wyrecytowałam:
- Ja, Valerie, biorę Ciebie, Liam’a, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Po chwili podeszła do nas Alex, która miała obrączki w małym pudełeczku i podała je nam tak, aby każde z nas mogło ją założyć drugiemu.
- Valerie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – założył mi złotą, piękną obrączkę na serdeczny palec prawej dłoni.
- Liam’ie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – również włożyłam mu obrączkę.
- Ogłaszam was mężem i żoną! Teraz możesz pocałować pannę młodą - odrzekł ksiądz, spoglądając na nas. Liam objął mnie w talii, przyciągnął do siebie i pocałował czule. Ujęłam jego twarz w dłonie i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie… Goście klaskali i cieszyli się, a potem wyszli z kościoła. Zostaliśmy tylko my, Jade i Zayn, ponieważ musieliśmy jeszcze podpisać papiery do ślubu cywilnego.
- Zostawia pani swoje panieńskie nazwisko czy zmienia? – spytał urzędnik po podpisaniu papierów.
- Niech zostaną oba.
- A więc… - dopisał coś. – Ogłaszam was mężem i żoną! – zacytował księdza. – Pani Valerie Hayley Humphrey-Payne i pan Liam James Payne. Życzę udanego życia.
- I nawzajem – odpowiedział mu Liam. Jade i Zayn wyszli na zewnątrz, a my za nimi. Gdy wyszliśmy z kościoła, zaczęli obsypywać nas kolorowym konfetti. Zaczęłam się śmiać, a potem spojrzałam w stronę słońca.
„Kiedy panna młoda wychodząc na dwór po ślubie spojrzy w słońce, będzie miała piękne dzieci” – przypomniałam sobie stary, Irlandzki przesąd.
Po uroczystości ślubnej pojechaliśmy do restauracji, gdzie odbył się uroczysty obiad. W międzyczasie(czyt. w toalecie) przebrałam się w kolejny projekt Jeanette, żeby było mi wygodniej tańczyć: KLIK. Mieliśmy angielsko-irlandzkie wesele, więc tradycje były trochę pomieszane, ale wszyscy dobrze się bawili. Pod wieczór przenieśliśmy się do drugiej sali, gdzie mogliśmy tańczyć. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam w towarzystwie mojej rodziny. No i rodziny Liam’a. Ale jak na takie wesele przystało, zabawa skończyła się około północy i wszyscy wrócili do domów. No, z wyjątkiem „osób nie z okolicy”, oni wynajęli pokoje w hotelu. Wymęczona tańcem i przejedzona chciałam wejść do domu, ale Liam wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg. Gdy postawił mnie na ziemi, parsknęłam śmiechem:
- Wierzysz w to?
- Przesądy nie są złe. Małżonko – mrugnął do mnie i pocałował mnie. I kolejny raz… i kolejny… wiadomo, jak to się skończyło.
(perspektywa Blair)
- Pracowaliśmy nad tym ponad 4 miesiące. Włożyliśmy w to mnóstwo serca i pracy… - zaczął wujek Simon.
 Byliśmy na premierze mojej płyty. 3 lipca 2012. Przyszło mnóstwo szych z różnych wytwórni, moi przyjaciele i… gwiazdy: m.in. One Direction, Olly Murs, Ed Sheeran, Little Mix, The Wanted, a nawet sama… Adele. Jezusie Chrystusie Panie Nasz, żebym tylko niczego nie spaprała.
- …ale co ja wam będę przynudzał. O płycie opowie wam sama autorka większości tekstów i ich wykonawczyni. Przywitajcie Blair Cast! – powoli weszłam z widowni na scenę, a wszyscy zaczęli klaskać.
- Emm… witam wszystkich. To wielki zaszczyt być tu dzisiaj z wami, ja… nie no, w tej właśnie chwili mam przed sobą samą Adele Adkins, zdobywczynię z setki Grammy’s! – pokręciłam głową, a piosenkarka tylko się uśmiechnęła. – A więc album… nazwałam go „My Name Is Ashley”. Dlaczego? Bo to moje drugie, znienawidzone. Ale jest prawdziwe, jak uczucie, które włożyłam w ten album. Tworząc go, przechodziłam trudny okres, ale… przeszłam go to tylko i wyłącznie dzięki moim przyjaciółkom: Jeanette Saless, przyszłej genialnej projektantce, której projekt obecnie mam na sobie… - przywołałam Jean na scenę, a ta weszła, bardzo zszokowana – oraz Valerie Humphrey-Payne, autorki i jednej z wykonawczyń piosenki Beautiful People – ta również weszła na scenę i przytuliła mnie. – I jeszcze… - przegryzłam wargę – moim przyjacielem był Will Collins. Nie chodzi tu o wsparcie przy pisaniu piosenek, tylko przy ich nagrywaniu. Chodź tu, Will – zawołałam go zza kulis, a on przyszedł i mnie przytulił. – Ale najważniejszą osobą z nich jest mój… chłopak – wypowiedziałam to słowo ostrożnie, a wszyscy niemal nadstawiali uszu – Zayn Malik – uśmiechnęłam się do niego, a on wszedł na scenę. Siedzący z chłopakami Paul tylko westchnął i obaj z wujkiem Simon’em pokręcili głowami. Tak, tak, dupa w kwiatach, po co mieliśmy to ukrywać? – Jakieś pytania? – spytałam prasę, ale oni mieli już gdzieś moją płytę. Chcieli wiedzieć, od kiedy ja i Zayn jesteśmy razem, czy to prawda, że poznaliśmy się na koncercie i tak dalej… A my odpowiadaliśmy zgodnie z prawdą. No, może oprócz przykrego epizodu z Audrey.
(perspektywa Jade)
Podczas gdy reszta „ekipy” poszła na imprezę z okazji wydania albumu Blair, ja i Louis wymknęliśmy się do domu One Direction. Dlaczego? Otóż 13 września Niall obchodzi 19 urodziny, a jedynym prezentem, jaki wpadał mi do głowy, była piosenka. No dobra, myślałam też o obrazie, ale to by było zbyt oczywiste.
- Myślisz, że się nie połapią, że nas nie ma? – spytałam, siadając na kanapie.
- Wątpię. Powiedziałaś, że źle się czujesz, a że Harry wypił, a Liam chciał zostać, tylko ja mogłem cię odwieźć – wzruszył ramionami i podał mi do ręki jakąś kartkę. Były na niej nuty. – I jak? – usiadł obok mnie.
- A skąd ja mam wiedzieć, nie powiem ci po nutach – parsknęłam śmiechem, a on wywrócił oczami i na chwilę wyszedł. Wrócił po jakiś 5 minutach z keyboard’em pod pachą, a następnie położył go na stoliku i zaczął grać przepiękną melodię. Siedziałam przez minutę w osłupieniu, aż Tomlinson pstryknął palcami przed moimi oczami.
- Żyjesz? – spytał.
- Co?! – odskoczyłam. A, tak – mruknęłam. – A co ze słowami?
- To twój chłopak.
- Ale ja nie potrafię – jęknęłam.
- To proste. Pomyśl o tym, co do niego czujesz.
- Okej, niech ci będzie… - mruknęłam.
Pracowaliśmy ciężko nad melodią i słowami przez pół nocy. Zeszło jakoś do 2(a zaczęliśmy o 21). Ale tylko jeden jedyny raz zaśpiewałam, senna i padnięta. Louis patrzył na mnie z rozdziawioną buzią, jakbym nie wiem, kupiła mu pole marchwi.
- Dobra, odwieź mnie do domu, plis – spojrzałam na niego, a on przytaknął i mnie odwiózł, tak po prostu, bez słowa.
(perspektywa Louis’a)
Godzinę później drzwi otworzyła mi Olive w piżamie i z potarganymi włosami.
- Louis… - jęknęła, ziewając.
- Dostałaś mój tekst? – spytałem spanikowany.
- Tak. Po co myślisz stoję tu o 3 nad ranem? – podrapała się w głowę, patrząc na mnie.
- Mam mętlik w głowie, Olive. Mętlik w głowie! – krzyknąłem.
- Ok., wejdź, wejdź, prosz… - zaprosiła mnie.
- Zrób kakao!
- Ani myślę robić kakao! – syknęła, ale potem złagodniała. - Co się z tobą dzieje, Louis?
- Chyba się zakochałem w Jade… - wyznałem, a ona otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, a potem podeszła w stronę kuchni:
- Ok., zrobię kakao… - mruknęła.

_________________________________________________________
Przyznaję się bez bicia, ostatnią scenę ukradłam z 'Victoria znaczy zwycięstwo'. Dam, dam daaaaam! Pewnie się spodziewaliście, że sielanki nie będzie, uwielbiam mieszać w swoich opowiadaniach ;)
Rozdział z dedykacją dla Żanety(Jeanette), która ma jutro urodziny! Wszystkiego najlepszego! Kocham cię ŻONO ♥
No i taka jedna sprawa: jeśli macie konto na last.fm to możecie mnie dodawać do znajomych: MargaaOfficial ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
@MargaaStyles xx

czwartek, 24 maja 2012

Rozdział 19: "But you're special..."

(perspektywa Blair)
- Chyba ci się udało – stwierdziłam, jedząc paluszek za paluszkiem. – Larry wpatrzeni w siebie, jak w obrazek – zachichotałam, ale Jean nie było do śmiechu.
- Nie no, dobra, cieszę się, ale… Louis musi sobie ustalić, kiedy spędza czas z nią, a kiedy z Harry’m, bo inaczej… nie no, nie wiem. Czy ona w ogóle wie o Larry?!
- Nie jest Directionerką, więc… nie no, ale chyba głupia nie jest – pokręciłam głową i wzięłam paczkę paluszków do salonu, bo Liam prosił, czy nie mogłabym im przynieść. I jedno spojrzenie w złą stronę złamało mi serce. Audrey, mała, ruda i przemądrzała smarkula nagle przerywa trejkotanie, bo Zayn wyszeptał jej coś na ucho. A potem ich twarze się zbliżają, zbliżają i… i już ją zasysa. Miałam ochotę rzucić w oboje tą paczką, ale po prostu z resztkami godności zaniosłam ją chłopakom i wyszłam na taras, gdzie akurat Valerie i Olive paliły papierosy.
- Dajcie mi jednego – mruknęłam, hamując napływające do oczu łzy. Blondynka wcisnęła mi go do ręki i podała ogień. Zaciągnęłam się i zaczęłam kaszleć, a hamowane łzy wypłynęły. No, chociaż teraz mogłam to zwalić na papierosa.
- Blair, czy on znowu to zrobił? – spytała ostrożnie Valerie, gdy zalała mnie kolejna fala dymu i dopadł mnie kaszel. Pokiwałam głową i starłam rozmazany makijaż z policzków. Pewnie wyglądałam jak pół dupy zza krzaka, ale wszystko mi jedno. – Olive, mogłabyś nas zostawić? – wszystko widziałam jak za mgłą i kręciło mi się w głowie, ale widziałam, że „znajoma Louis’a” wchodzi do środka. Zgasiłam papierosa i wrzuciłam go do kosza. Usiadłyśmy na huśtawce ogrodowej i powiedziałam jej, co widziałam dosłownie kilka minut temu.
- Wiem, że zachowuję się jak hipokrytka, bo ma być świadkiem na moim ślubie, ale… może za dużo wypił, co? Do jutra pewnie zapomni, a ta ruda co najwyżej sprzeda plotkę mediom – próbowała mnie pocieszać.
- Nie, on po prostu się powtarza. Ten sam scenariusz, ja… ja sobie zrobię tydzień wolnego od Londynu, tak – stwierdziłam. – Jutro rano zadzwonię do wujka i powiem mu, że zostaję w domu, z rodzicami. Mam tego wszystkiego po kokardę – pociągnęłam nosem.
- Rób, co uważasz za stosowne – odparła i przytuliła mnie mocno.
(perspektywa Louis’a)
Podczas gdy dziewczyny poszły sobie po coś na górę, ja usiadłem obok Harry’ego przy kominku.
- Tęsknię za tobą – odparłem, dyskretnie łapiąc go za kolano.
- Dlaczego ona, co? – spojrzał mi w oczy. – Dlaczego nie mogłeś wybrać Hannah albo Eleanor?
- Hannah to moja była, a Eleanor to przyjaciółka twojego przyjaciela, która nie jest w moim typie.
- To czemu jesteś ze mną? – wzruszył ramionami. – Ja też nie jestem w twoim typie. Nie mam długich, blond włosów i niebieskich oczu, nie prowadzę autobusu…
- Ale jesteś wyjątkowy, Harry. I dzięki Olive uświadomiłem sobie, że… kocham cię od pierwszej chwili, w której cię zobaczyłem.
- W kiblu na bootcampie? – skrzywił się nie przekonany.
- Psujesz romantyzm tej chwili – mruknąłem wysokim głosikiem i odchrząknąłem, dodając: - Jesteś jeden na milion, rozumiesz? Traktuj Olive, tak jak ja traktuję Jeanette, przynajmniej się postaraj, proszę, zrób to… jak nie dla niej, to dla mnie.
- Zależy ci na niej – spletliśmy dłonie.
- Tak, zależy -  ścisnąłem jego dłoń i chciałem pocałować, ale on ruchem głowy pokazał na towarzystwo po drugiej stronie pokoju. – Pieprzyć ich – mruknąłem i pocałowałem go szybko, ale namiętnie i jednocześnie czule.
(perspektywa Liam’a)
- Dlaczego w Barcelonie nie gra Dudek? – zdziwił się Greg.
- Bo gra gdzie indziej – odpowiedziałem, najprościej jak się dało.
- Ej, ale to jest serio dobre pytanie – stwierdził Heath.
- Nie. Po prostu mój brat jest skończonym idiotą – poprawił go Niall.
Trudno było się nie zgodzić: mimo ukończenia medycyny Gregory Horan miał prawie zerowy iloraz inteligencji. Ale dało się go lubić, jak się przyzwyczaiło.
- Macie paluszki – mruknęła Blair, rzucając nam otwarte pudełko, z którego prawie całość się wysypała.
- Jezu, ale ta dziewczyna nie ma cela po prostu – zaczął się bulwersować starszy Horan.
- Nie unoś się – wywrócił oczami młodszy.
(perspektywa Zayn’a)
Po wypiciu więcej niż kilku piw biadolenie trzeźwej Audrey zaczęło mnie nie irytować, ale wręcz bawić. Zaprowadziła mnie na korytarz, chcąc pokazać jakieś… w sumie nie wiem co, obraz, plakat? Cokolwiek. W każdym razie zacząłem się śmiać, a ona zapytała, co mnie tak bawi.
- Cichooo, dam ci buzi śliczna – mruknąłem mimowolnie, a ona o dziwo nie dała mi w twarz, tylko zbliżyła się i zaczęliśmy się całować. Kątem oka wychwyciłem, że widziała to Blair.
No chyba kurwa nie.
Oderwałem się od rudowłosej, widocznie napalonej na mnie, bo nie mogłem jej od siebie odkleić i zacząłem latać jak głupi po tym korytarzu, całkowicie otrzeźwiony tym, że już nigdy jej nie odzyskam. Ale właściwie to dlaczego się przejmujesz, nieczuły idioto? – przemówiło moje dawno nie używane sumienie.
Bo ją kocham.
- Bo ją kocham… - mruknąłem i siadając na podłodze zalałem się łzami. Siedziałem na tej pieprzonej podłodze i zalewałem się jebanymi łzami. Ja, Zayn Malik, nałogowy podrywacz. Audrey, nie wiedząc co ze sobą zrobić, po prostu wróciła do salonu. Liam akurat szedł z pustą paczką po solonych paluszkach, zobaczył mnie i westchnął:
- Użyła gazu pieprzowego? – uniósł brew.
- Nie jesteś kurwa dowcipny – wytarłem rękawem bluzki mokry policzek, a on usiadł na podłodze obok mnie.
- Mówiłem ci, nie rób tak.
- Tak, tak, kolejny raz Daddy Direction ma rację, wiem – wywróciłem oczami.
- Tu nie chodzi o to, kto ma rację, tylko o to, że… naważyłeś piwa, to teraz je wypij – westchnął. – Jesteś dorosły. Na pewno doroślejszy od Greg’a.
- No bez przesady – odparłem szybko.
- No właśnie. Więc… dzisiaj już daj sobie spokój, ale jutro do niej przyjdź. Rano, z bukietem kwiatów i świeżymi croissant’ami. Czy coś w tym guście. Najważniejsze, żebyś ją przeprosił, tak? A dopiero później, stopniowo… oswajał ją z myślą, że coś do niej czu…
- Sam się muszę z tym oswoić. Dzięki, Liam. Dobry z ciebie przyjaciel – wymieniliśmy szybki uścisk i posłałem mu imitację uśmiechu, a on poszedł do kuchni.
(perspektywa Valerie)
Spać położyliśmy się chyba około 4 nad ranem, bo dopiero koło północy zaczęliśmy prawdziwą balangę. Blair i Jeanette wróciły do domu, Harry wrócił do swojego pokoju hotelowego… Jade i Niall spali w jednej wolnej sypialni, Louis i Zayn w drugiej(bez skojarzeń, jeden ma chłopaka i prawie dziewczynę, a drugi złamane serce), Olive stwierdziła, że prześpi się na kanapie, a Audrey skuliła się przy kominku, więc już jej nawet nie ruszaliśmy. Greg nie pił dużo, więc wrócił samochodem do domu(podziwiam odwagę, tak po nocy zawsze spoko), a Heath też pojechał do siebie do domu.
Obudziłam się rano około 10, trochę połamana, z lekkim kacem, ale szczęśliwa jak cholera, w ramionach Liam’a. Pocałowałam go, żeby się obudził, a on oddał pocałunek i już mieliśmy nadzieję na szybki numerek, kiedy…
- MACIE CHEERIOS?! – usłyszałam głos Niall’a i parsknęłam śmiechem. Potem usłyszałam ściszony głos Jade, że może nie wszyscy jeszcze wstali i żeby się przymknął. W piżamie, którą dał mi Liam tego wieczoru, kiedy spałam u nich w domu w Londynie, zeszłam na dół i podałam Irlandczykowi paczkę płatków, miseczkę i mleko.
- Sorki za niego, z rana nie kontaktuje zbytnio – zmierzwiła mu włosy Jade.
- Wiem – zaśmiał się Liam i wstawił ekspres na kawę.
- Widzieliście Zayn’a? – podrapał się po głowie Louis, wchodząc do kuchni i chwytając pierwszą z brzegu marchewkę.
- Nie spał z tobą? – uniosłam brew. - Tak, wiem jak to brzmi - dodałam.
- No tak, ale jak się obudziłem, to już go nie było.
- Poszedł do Blair – wzruszył ramionami Liam, a wszyscy, łącznie ze mną, popatrzyli się na niego jak na psychola. – Taka prawda, wczoraj…
- … całował się ze mną – wtrąciła wchodząc do kuchni Audrey, a za nią weszła Olive. – I biadolił coś, że kogoś kocha. A na pewno nie mnie, więc zostawiłam go użalającego się nad sobą.
- A ja go pocieszyłem – dodał mój narzeczony.
- Ona go zabije – pokręciłam głową. – Ale kto wie, może co najwyżej zniszczy mu fryzurę.
- To tak jakby już go zabiła – stwierdził Niall, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
(perspektywa Blair)
Wstałam rano na mega kacu, bo po powrocie do domu wychyliłam jeszcze kilka kieliszków czystej. Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc ze szklanką wody w pogotowiu otworzyłam je, spodziewając się listonosza czy kogoś takiego. Ale nie. W drzwiach stał Zayn Malik z bukietem róż i czymś słodko pachnącym zawiniętym w papierową torbę.
- To dla ciebie. Mogę wejść? – spojrzał mi w oczy, a ja tylko kiwnęłam głową, totalnie zaskoczona. Rodzice akurat oboje byli w pracy, mimo niedzieli. Wstawiłam kwiaty do wazonu i wyłożyłam croissanty na 2 talerzyki, a potem usiadłam obok Zayn’a w salonie.
- A więc…? – zaczęłam.
- Przepraszam – wyszeptał, łapiąc mnie za rękę. Odruchowo się wyrwałam, a on posmutniał.
- Przeprosiny przyjęte – odparłam z lekkim chłodem w głosie, a potem odchrząknęłam. – Serio – dodałam już cieplej, a on niezauważalnie odetchnął w ulgą.
- Bo ja… możesz nie przyjąć tego najlepiej, ale chcę, żebyś wiedziała… Wypiłem za dużo, a Audrey była tak blisko i… cholera, brzmię jak dupek, znowu.
- Owszem, ale kontynuuj – zachęciłam.
- W każdym razie ona rozumie, dla niej to też nic nie znaczyło… Bo… tylko ty się dla mnie liczysz – wziął mnie za rękę, której rym razem nie wyrwałam z uścisku.
- Nie mów tego – nie mogłam dłużej patrzeć mu w oczy. – Nie, kiedy wszystko jest tak spieprzone i chore.
- Kocham cię, Blair. Powinnaś to wiedzieć – dotknął mojego policzka.
- Ja też cię kocham, Zayn – odpowiedziałam i westchnęłam. – Daję ci drugą, ostatnią szansę. Ale jeżeli to zniszczysz, to nie licz na kolejne – pokiwał głową na moje słowa i spojrzał na mnie pytająco, a ja zaśmiałam się. – Jasne, pocałuj mnie – założyłam mu ręce na szyję i złączyliśmy usta w pocałunku.
Świat był zbyt idealny.
(perspektywa Jade)
Po przyjeździe po południu do domu doznałam szoku: pod drzwiami mojego mieszkania stał mój ojciec.
- Tato? Co ty tu robisz?! – zdziwiłam się, ale wpuściłam go do środka.
- Rozmawiałem z Peetą.
- Na temat…?
- Dlaczego nie mówiłaś, ile można zarobić na sztuce? Że dobry artysta machnie 2 obrazy rocznie i ma 5 willi z basenem w L.A czy coś takiego?
- Bo nie dałeś mi szansy.
- Dzień doo… - do mieszkania, jak zawsze bez pukania, wparował Niall - …bry. Pan DeFines, witam – podał dłoń mojemu ojcu.
- Dobra, wiesz co? Ta sytuacja jest chora. Najpierw obrzydzasz mi sztukę, wyrzucasz bloki, ołówki, wszystko i chcesz ze mnie zrobić lekarza, a teraz?! Ja wychodzę – chwyciłam torbę i wyszłam z mieszkania.
(perspektywa Niall’a)
- Jade ma rację – stwierdziłem, patrząc mu w oczy.
- Słuchaj, to, że jej matka i ja chcemy dla niej jak najlepiej…
- Ale pan jej nie dał nawet szansy się wykazać artystycznie.
- A co ty możesz wiedzieć o sztuce? – prychnął. – Robisz jakąś tanią muzykę dla rozwydrzonych nastolatek, w tym One Destruction.
- One Direction – mruknąłem przez zęby.
- Najlepiej by było, gdybyście w ogóle się trzymali z daleka od Jade.
- Va te faire foutre! (fr. „pierdol się!” - przyp. aut.)
- Ja daję pieniądze na wynajmowanie tego mieszkania, więc wyjdź. Po prostu wyjdź.
- Bo co? Zadzwoni pan na policję? Kocham Jade i znam ją lepiej nż pan. Znacznie lepiej – obrzuciłem go gardzącym spojrzeniem i wybiegłem z kamienicy w poszukiwaniu Jade. Siedziała na ławce i mruczała przekleństwa pod nosem.
- Chyba się stąd wyniesie – odparłem, siadając obok niej.
- Pamiętasz, złożyłam papiery na British School Of Arts, tak w razie czego… No i… przyjęli mnie – pokazała mi otwartą kopertę i list, ale nie widziałem szczęścia na jej twarzy.
- Nie cieszysz się? – zdziwiłem się.
- Dostałam się też do tej szkoły medycznej… - westchnęła. – Ale mam to gdzieś – po czym wzięła list od szkoły medycznej, podarła go na drobne kawałeczki i wrzuciła do kosza. Zacząłem klaskać, a ludzie podchwycili to ode mnie, nie wiedząc o co chodzi. Blondynka uniosła lekko kąciki ust i przytuliła mnie.
- W końcu ktoś mu przemówił do rozumu – wyszeptała, a potem pocałowała mnie w ucho, potem policzek… i usta.
Resztę dnia spędziliśmy spacerując po słonecznym Londynie i ciesząc się sobą…

____________________________________________________________
Taaaaak, wszyscy się cieszą, bo Blair i Zayn znowu są razeeeem! *le zacieszamy*
Dam wam spoiler: w następnym rozdziale ŚLUUUB ♥
Męczyłam się nad 'rozdziałem ślubnym' kilka godzin, ale było warto, bo uważam, że nie wyszedł najtragiczniej ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
@MargaaStyles xx

niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 18: "I know what you feel about Heath"

(perspektywa Valerie)
Po obfitym śniadaniu do łóżka (świeże bułeczki z czekoladą i kakao, mmm!) ubrałam się w dresy i postanowiłam po swojemu rozstawić swoje rzeczy. Bo jak wiadomo, chłopaki zapewne…
- Kartony upchane w szafie. Sprytne – pokręciłam głową i związałam włosy. Rozstawiłam swoje i Liam’a ramki ze zdjęciami na ścianach i półkach, moje książki i płyty zaniosłam do pokoiku na strychu. Na szczęście ubrania w garderobie były porządnie porozwieszane i podzielone na letnie, zimowe, moje, Liam’a itd. Zasługa Zayn’a, jak mniemam. A gdzie był Payne, zapewne spytacie? Kupował dodatkowe żarcie i procenty na imprezę, mimo iż sam nie może zbyt dużo pić, bo ma jedną nerkę. Wieczorem urządzamy parapetówkę dla naszych przyjaciół. Tak, zaprosiłam Heath’a, mimo iż wszyscy kręcili nosami, ale ja wiedziałam swoje. Skoro był moim przyjacielem, to przyjechać wręcz musiał. Koniec, kropka.
Po ciężkiej robocie z rozstawianiem niby drobnych, ale jednak ważnych szczegółów domu, wyszłam na strych na papierosa. W końcu to tylko i wyłącznie mój pokój, więc nikomu to nie przeszkadza, prawda? A po za tym otworzyłam okno, więc najwyżej sąsiedzi będą narzekać. Przy okazji sięgnęłam po pierwszą, lepszą książkę z brzegu. Okazało się, że to album na zdjęcia. Zdjęcia Liam’a, same prywatne. Zaświeciły mi się oczy, ale nie, nie chciałam potem mu robić awantur o jakieś zdjęcia z klubów czy coś. Wzięłam głęboki wdech i po wypaleniu papierosa zeszłam na pierwsze piętro i położyłam album na półce z jego książkami w sypialni. Potem zeszłam na dół pooglądać telewizję i podjeść trochę żelków. Akurat leciał program z newsami o gwiazdach. Pogłosiłam, gdy usłyszałam „One Direction”.
- Zespół coraz częściej odwiedza okolice Bangor w Północnej Irlandii i krążą plotki, że niektórzy z nich się tam przeprowadzili. Czyżby? Tego nie wiemy, nie chcieli wpuścić nas do swojego domu w centrum Londynu, a Louis, który akurat skądś rozanielony wracał, powiedział… – i tu pokazany Lou próbujący się ogarnąć ze śmiechu i jego komentarz:
- Wszystkie pytania kierujcie do naszego menager’a, Paul’a Higgins’a lub do rzeczników prasowych. Dziękuję, do widzenia – kiwnął głową i z powrotem pokazał się prezenter w studiu, mówiąc o najnowszej płycie Katy Perry. Wyłączyłam odbiornik i w tym samym momencie do domu wszedł Liam.
- Mam Desperados – wyszczerzył się, gdy weszłam do kuchni, a on rozstawiał na stole butelki z piwem.
- Liam, media coś podejrzewają. No wiesz, że jeździcie do Bangor, pokazywali nawet zdjęcia Harry’ego i Jean z jakiejś galerii handlowej. Co prawda rozmazane, ale jednak…  - przypomniałam sobie, że były w tle podczas komentarza prezentera.
- Paul dobrze wie, że nie może nam wszystkiego dyktować, ale też, że mamy się hamować ze związkami. Moje oświadczyny totalnie powaliły go na kolana, nie wiedział co mi powiedzieć, czy się cieszyć czy płakać… Ale akurat w tej sytuacji to jego zdanie wiesz gdzie mam – pocałował mnie w policzek.
- Boję się… no wiesz, że mnie znienawidzą. Jak Caroline Flack czy coś – mruknęłam.
- Caroline? – parsknął śmiechem. – To była zwykła plotka, Harry jej nawet nie lubi – dodał.
- Aha, a co z… Danielle? – spytałam nagle, ni z gruszki ni z pietruszki o jego byłą.
- Gdy z nią byłem fanki ją wspierały, uwielbiały… Ale między nami zaczęło się sypać, aż w końcu utknęliśmy w martwym punkcie i w końcu… zerwaliśmy. To bolało, bo naprawdę ją szanowałem i nadal tak jest, ale zdaje się, że jej nie kochałem – cały czas patrzył mi w oczy. – A teraz Directioners nadal ją szanują, mimo iż jest z Nathan’em. I wiesz co? Ja chyba już wiem co odczuwasz w stosunku do Heath’a.
- Serio? – zdziwiłam się.
- To samo co ja do Danielle – wyjaśnił.
- Możliwe – stwierdziłam zgodnie z prawdą i spojrzałam na zegarek. – No dobra panie Payne, już mamy godzinę 17, a o 20 zaczynamy Party Hard, więc pan pozwoli iż pójdę do Jeanette po swój strój – uśmiechnęłam się, a on pokiwał głową. Dałam mu szybkiego całusa w usta, włożyłam trampki i po 15 minutach spaceru byłam u swojej przyjaciółki. Otworzyła mi jej mama wyjaśniając, że jest u niej Harry. Pokiwałam głową, a potem podeszłam pod drzwi jej pokoju i zapukałam. Otworzyła mi i gestem zaprosiła do środka.
- Cześć Valerie – powiedział z ustami pełnymi czekolady Styles.
- Cześć Harry – odpowiedziałam, siadając obok niego na łóżku Jean, która usiadła na krześle.
- Ciuchy, tak? – spytała, zacierając dłonie. – No to… - zajrzała do swojej szafy i zaczęła przerzucać wieszaki - …to, to i to – rzuciła mi kilka rzeczy, a ja je obejrzałam:
Krótkie, jeansowe spodenki z wytartymi nogawkami i z wyszytą literą V na lewej nogawce. Luźna, granatowa bluzka z napisem PARTY HARD, a pod spód biała bokserka. Do tego granatowe sandałki na lekkiej koturnie.
- Mówiłem, że ma talent – stwierdził Harold, gdy już przebrałam się w toalecie w ten zestaw. – Zajebisty talent – dodał.
- Dobra, ja z powrotem się wbiję w dres i idę pomóc Liam’owi w przekąskach. Pamiętaj, żeby odebrać z lotniska chłopaków, Jade i Blair – spojrzałam uważnie na Lokersa.
- Ja bym mógł zapomnieć? No chyba cię coś – pokazał mi język, a ja po bratersku zmierzwiłam mu włosy. Spakowałam strój od Jeanette w torbę, pożegnałam się i wróciłam do domu.
(perspektywa Louis’a)
- Ei, widziałeś gdzieś mój awaryjny żel do włosów? No wiesz, ten którego używam, jak mi się rozwali fryzura po pijaku? – spytał Zayn, a ja spojrzałem na niego jak na wariata.
- Jakaś impreza się szykuje? Beze mnie?!
- Przecież Liam dzwonił i zaprosił nas na parapetówkę, zapomniałeś? Niall mi mówił.
- HORAN BLONDASIE!!! – wydałem się na cały dom, a Irlandczyk przyszedł leniwym krokiem z miseczką Cheerios w ręce. – To ja się umówiłem z Olive na kino, a teraz mam odwoływać, bo idę na party hard? Jak ja będę wyglądał w jej oczach? – pokręciłem głową.
- Możesz ją wziąć – zaproponował Żarłok. – No przecież…
- Nie.
- Ale…
- Nie.
- No ale ona…
- NIE! – podkreśliłem. – NIE chcę, żeby Harry jeszcze o niej wiedział. NIE przedstawię ich sobie. Jeszcze NIE teraz – dodałem.
- Nie bulwersuj się tak, Tommo, bo Jade cię zje za rujnowanie mu psychiki – bronił Horan’a Malik. – Wdech, wydech – poradził, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Dobra, wezmę ją ze sobą. Ale trzymajcie Harolda z dala od niej, ok? – spojrzałem po nich, a oni pokiwali głowami. – No to świetnie, jeszcze tylko do niej zadzwonię – zatarłem ręce i zadzwoniłem do Olive. Zgodziła się z nami lecieć, ale był jeden problem:
- Harry odbiera nas z lotniska – odparłem i zrobiłem facepalm, a Niall zanudził „o-o-oooł” jak z Big Time Rush(serialu).
- No raczej – mruknął Zayn. – Mogę też wziąć Audrey tak w ogóle?
- Zayn… - spojrzałem na niego wkurzonym wzrokiem, ale potem stwierdziłem: – W sumie nigdy jej nie lubiłem – wzruszyłem ramionami. – Rób co chcesz, byle nie za dużo. Wiesz o co chodzi – dodałem, a on pokiwał głową.
O 18 byliśmy już w 7(ja, Niall, Zayn, Jade, Audrey, Blair i Olive) samolocie do Belfast, a stamtąd Harry miał nas zabrać do Bangor. Po przylocie sam przedstawił się Olive, ale dziwnie na mnie spoglądał i nawet nie przytulił mnie na powitanie. Wiedziałem, że pewnie jest zły, że nic mu nie powiedziałem. Ale kto siedział u swojej dziewczyny z dala od domu? Na pewno nie ja.
(perspektywa Blair)
Przez prawie godzinę lotu prawie rzygałam tą Audrey. Ma to 15 lat i myśli, że wie wszystko, bo jest punkiem, hipiską, anarchistką, pacyfistką i kto wie co jeszcze. Cały czas siedząc za mną gadała z Zayn’em, jaką to oni mają niedojrzałą i komercyjną muzykę, dlaczego tak dają się szufladkować, skoro potrafią śpiewać i bla bla bla. Miałam tego po uszy, więc gdy już wylądowaliśmy i mogłam od niej odpocząć rozmawiając z normalnymi ludźmi, bo niestety w samolocie siedziałam sama, a właściwie z jakąś starszą panią, która słuchała radia, więc na jedno wychodzi.
Na lotnisku wyściskałam dawno nie widzianego Harry’ego i w ogóle nie zdziwiłam się, kiedy podeszły jakieś fanki po autografy. Pytały, gdzie jest Liam, a oni zbywali je żartami Lou i w ogóle. Zauważyłam, że jakiejś odległości od nas kilka dziewczyn szepcze między sobą i patrzy na nas. Spojrzałam na nie, one na mnie, a ja wtedy uśmiechnęłam się do nich. O dziwo, zamiast podejść do któregoś z chłopaków, podały mi zdjęcia z okładki End Up Here.
- Podpiszesz się dla Annabell? – spytała jedna z nich, na oko 14-latka w nerdach.
- Ja? – zdziwiłam się. – To znaczy… no jasne – odparłam i wzięłam od niej pisak, a potem machnęłam podpis. Posypały się kolejne propozycje, około 4-5. Potem chciały jeszcze zdjęcie ze mną. Zgodziłam się, no bo w sumie co w tym złego, chłopaki i tak byli wręcz otoczeni z każdej strony. Dopiero po jakiś 15 minutach udało nam się wydostać z lotniska i pojechać prosto do nowego domu Valerie i Liam’a.
(perspektywa Liam’a)
- No, to wszystko gotowe – odparłem podłączając do prądu ostatnie lampki na tarasie.
- Dobre chipsy – odparła Jeanette, podchodząc do mnie z miską.
- Nie ma to jak Tesco – uśmiechnąłem się. – Dlaczego nie chcesz gadać z Greg’iem? – zauważyłem. Jakby ktoś nie wiedział, Greg Horan to starszy brat Niall’a, lekarz, zaprosiłem go, bo był moim dobrym znajomym.
- Bo on gada z tym tam – pokazała ruchem głowy na Heath’a. – Dobra, i tak nasza ekipa będzie za parę minut to tam wiesz – machnęła ręką i weszła do środka. Ja poprawiłem koszulę i wszedłem za nią, akurat gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem je i do domu wsypali się moi przyjaciele i…
- Co ja tu robię, ja jebie – jęknęła rudowłosa kuzynka Tomlinson’a.
- Cześć Audrey i… - spojrzałem pytająco na zszokowaną blondynkę.
- Olive, znajoma Louis’a. Tak, wiem, ty jesteś Liam Payne – zaśmiała się.
- We własnej osobie. O, cześć Blair – dodałem, a ona tylko mruknęła coś pod nosem i usiadła przy kominku. Tymczasem Valerie zeszła po schodach w stroju od Jeanette. Prawie szczęka mi opadła: wyglądała bardziej zniewalająco, niż zwykle, po prostu…
- Wow – wyrwało się Greg’owi, a wszyscy popatrzyli na niego, jakby kogoś zgorszył. Moja narzeczona przywitała wszystkich, przy czym poznała Olive, Audrey i Greg’a, a potem włączyła muzykę. Akurat leciało „Sexy And Know It”, więc wszyscy zaczęli się wygłupiać. Tylko Blair i Harry siedzieli zdołowani przy kominku, a Jeanette próbowała ich pocieszać. Nie wnikałem, ale szkoda, że się dobrze nie bawili.
- Jakby co to w kuchni są procenty!!! – krzyknęła Valerie, a większość osób poszła po piwa.
(perspektywa Jeanette)
- Weźcie smutasy się bawcie, a nie – wywróciłam oczami, stojąc nad moją przyjaciółką i moim chłopakiem.
- Przyprowadził jakąś dziewczynę – westchnęli oboje, jakby to ustalili.
- Jezusie, ale to nie znaczy, że nie macie się zajebiście bawić, tak? Macie mnie i przyjaciół do jasnej cholery! Ja idę się bawić, a jak chcecie to się użalacie nad sobą – mruknęłam wkurzona i poszłam do kuchni po piwo. Akurat Louis gadał z Olive.
- Lou ho no na rozmowę, teraz, zaraz – i bez jakiegokolwiek wytłumaczenia pociągnęłam go za rękę i poszliśmy do garderoby. – Co ty w ogóle…? Jak ty możesz…? – nie mogłam znaleźć słów. – Tak ranić Harry’ego! – wydusiłam w końcu.
- On ma ciebie, dlaczego ja nie mogę znaleźć sobie dziewczyny, co?
- Bo… bo…
- No właśnie.
- Ale mogłeś mu chociaż powiedzieć, że kogoś masz, a nie…
- Nie wiem w ogóle, czy coś z tego będzie, tak? – spojrzał mi w oczy, a ja od razu przypomniałam sobie wieczór w Paryżu i zarumieniłam się. – Jean, a co jest między nami?
- Nie kocham cię – przegryzłam wargę. – Znaczy, nie tak, jak Harry’ego – dodałam szybko.
- I nawzajem – kiwnął głową, jakby z ulgą. – Ja po prostu chcę być szczęśliwy, ok? Owszem, jestem z nim, ale… On miał mnie, a znalazł ciebie.
- Wiem o co ci chodzi. Dobra, ale masz do niego wrócić i się z nim bawić, ja już tam zagadam Olive i będzie git – mrugnęłam do niego i wyszliśmy z garderoby.
(perspektywa Valerie)
- I on tak po prostu ci wybaczył…? A potem wy…? – otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia na historię Jade. – Jezusie, błogosław go – dodałam, kręcąc głową.
- Też nie mogę w to uwierzyć – upiła łyk piwa i założyła kosmyk włosów za ucho.
- I co, który lepszy? – spytałam ciszej.
- Niall. Bez porównania lepszy – odpowiedziała z błogim wyrazem twarzy. – No a u ciebie? – uniosła brew.
- Liam. Miałam rację, One Direction to bogowie seksu – dodałam i dopiero wtedy zauważyłam, że stoi za mną Zayn, więc zachłysnęłam się i piwo poszło mi nosem. A potem zaczęłam się śmiać jak idiotka, a Jade razem ze mną.
- Co chcesz Papierosie? – dźgnęłam go palcem w brzuch.
- Piwko, papierosy staram się odstawiać – sięgnął po butelkę i otworzył ją zębami.
- Ja cię po ortodontach nie będę prowadzać – stwierdziła Jade, a on wzruszył ramionami i upił łyk napoju. Po chwili podeszła do nas Jeanette i z Blair i tą całą Olive.
- Zayn, wyjdź – odparła Jean, a on wzruszył ramionami, Blair rzuciła mu „spojrzenie, które zabija” i podszedł do Liam’a, który gadał z Greg’iem i Niall’em.
- Dobra, skoro faceci i tak zaraz będą oglądać mecz… potrzebujesz wieczoru panieńskiego – stwierdziła Blair. – Wymyśliłyśmy to przez Skype – dodała.
- Dziewczyny, no… w sumie tej parapetówki też nie powinno być, żałoba po tacie i… nie, no nie wiem – westchnęłam i wychyliłam do końca rozpoczętą butelkę.
- Oj daj spokój, to zajmie dosłownie godzinę, potrzebujemy tylko jednego pokoju – odezwała się Jade.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – zdziwiłam się, bo moja najlepsza przyjaciółka nie była szczególnie blisko z B i J.
- Tak, Olive wtajemniczyłam przed chwilą. No chodź, pokaż w którym pokoju możemy działać – pociągnęła mnie za rękę Jeanette i po kilku minutach byłyśmy już w jednej z wolnych sypialni obstawione świeczkami, kadzidełkami i…
- Jak porządnie to porządnie. Zostało mi z osiemnastki, na specjalne okazje – wyszczerzyłam się, niosąc butelkę Jack’a Daniels’a i 5 szklanek.
- A co z Audrey? – spytała nagle Olive.
- Przecież Malik się nią zajmie – burknęła lekko wytrącona z równowagi Blair, gdy ja rozlewałam alkohol do szklanek.
- Ok., to jaki macie „plan”? – zrobiłam z palców cudzysłów przy słowie ‘plan’ i usiadłam na podłodze wyłożonej wykładziną, jak wszystkie.
- Wywróżymy ci, co cię czeka po ślubie – wyjaśniła Jeanette i rozłożyła przed nami(siedziałyśmy w okręgu) karty do tarota. Zaczęła je dziwnie układać, mruczeć coś pod nosem i w końcu odparła, trochę zaskoczona: - Hmm… wow. Szczęśliwa przyszłość, kilka zaskoczeń, wybojów. Ogółem wszystko zakończy się dobrze. Chyba – przekręciła głowę i przyjrzała się bliżej kartom. – No chyba, nie wiem, w necie jest o tym mało napisane – wzruszyła ramionami.
- Za szczęśliwą przyszłość! – uniosła w górę szklankę Jade, a my powtórzyłyśmy jej hasło, ‘przybiłyśmy’ toast i wypiłyśmy wszystko duszkiem. Po kilku takich szklankach i po pogaszeniu świec zeszłyśmy na dół. Nie no, byłby z tego niezły wstęp do gej porno: Liam, Niall, Heath i Greg przeżywali jakiś mecz w telewizji, Zayn chciał oglądać z nimi, ale Audrey cały czas coś do niego trejkotała, a Harry i Louis? Oczywiście wpatrzeni w siebie, przy kominku. Jakież to było urocze, tylko cyknąć foto… Ale nie, nie jestem taka. To ich sprawa.

__________________________________________________________ 
A taki z dupy wyjęty, ale może się wam spodoba, ja tam nie wiem ;)
Zapraszam na mój jednopart o Nemi (Niall'u i Demi Lovato) na blogu z jednopartami (moim, Moni i Żanety):
http://youmakemefeel1d.blogspot.com/2012/05/9-nemi.html
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
(przypominam, że do kolejnego rozdziału 30 komentarzy, a blog obserwuje ponad 50 osób!)
@MargaaStyles xx

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 17: "Take care of her"

(perspektywa Valerie)
Rano obudził mnie znajomy, głęboki głos:
- Chyba nie chcesz pobudki jak kiedyś Harry i Zayn, co? – spytał, a ja otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, przypominając sobie fragment „Year In The Making” i piosenkę „Time To Wake Up”.
- Nie, nie chcę – stwierdziłam i usiadłam na łóżku, przeciągając się. Liam siedział na krześle przy biurku i przyglądał mi się. - Która godzina? – spytałam, przecierając oczy.
- Dziesiąta.
- No to ja się może ogarnę i możemy jechać – uśmiechnęłam się, pocałowałam go przelotnie i chwytając ubrania poszłam do łazienki. Po prysznicu poczułam, że ssie mnie w żołądku, więc ubrałam się, przeczesałam włosy i zeszłam na dół, gdzie mama już częstowała Liam’a domowej roboty goframi. Wzięłam kilka i posmarowałam marmoladą wieloowocową, a następnie zjadłam ze smakiem. Po posiłku nadszedł czas pożegnania się z mamą. W torbie miałam już spakowane wszystkie rzeczy.
- Dbaj o nią – powiedziała do mojego narzeczonego.
- Będę – objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
- Kocham cię mamo – przytuliłam ją mocno, czując gulę w gardle. Nie Valerie, teraz się nie rozkleisz idiotko.
- Ja też się kocham, córuniu.
- Będę mieszkać tylko 20 minut drogi od ciebie, to naprawdę nie dużo, a po za tym codziennie do czerwca będę przyjeżdżać do szkoły i często do ciebie wpadać. To tylko przeprowadzka – zrobiłam krótki monolog, ale ona i tak się popłakała. Przytuliłam ją ostatni raz i wsiadłam do auta Harry’ego, który akurat był u Jeanette, więc mógł nas podwieźć, bo Liam miał dopiero zdawać egzaminy na prawko. Wcześniej widziałam nasz dom na zdjęciach, ale nigdy na żywo. Był… nieziemski. A to tylko z zewnątrz. Na dole znajdowała się duża i nowoczesna kuchnia, a obok niej jadalnia. Oddzielnie znajdował się salon z kominkiem i miękką sofą. Naprzeciwko kominka wisiał ogromny, plazmowy telewizor, zgrabnie wpasowujący się do otoczenia. Oprócz tego na dole znajdowała się garderoba i mała łazienka. Na górze były 3 sypialnie, ale weszłam tylko do 2, pokój gościnny i większa łazienka, z ogromną wanną.
- Naszą sypialnię zobaczysz dopiero wieczorem – mrugnął do mnie tajemniczo, a ja nadal nie mogłam wyjść z zachwytu.
Dodatkowy pokój był na strychu. Liam powiedział, że jest tylko dla mnie, on nie będzie tam wchodził. To dobrze, że dawał mi przestrzeń dla siebie, mimo iż kochałam go całym sercem.
Cały ranek przeszedł nam na oglądanie domu. Po południu zdaliśmy sobie sprawę, że nasza luksusowa lodówka jest pusta, więc udaliśmy się na zakupy. Gdy już wykupiliśmy całe Tesco, rozpakowaliśmy jedzenie, a ja wyłożyłam na blat składniki na kolację.
- Co będzie, pani Payne? – spytał, obejmując mnie w talii, podczas gdy podsmażałam cebulę.
- Spaghetti – odparłam. – I jak już, to pani Humphrey-Payne – dodałam i pocałowałam go w policzek.
Do cebuli dodałam mięso, a Liam cały czas mnie obserwował.
- Nie możesz znać mojego tajnego przepisu, weź wyjdź, bo jeszcze powiesz Hazzie – zaśmiałam się.
- O co ty mnie osądzasz?! – parsknął śmiechem, ale poszedł do salonu, chyba rozpalić kominek. Ja tymczasem włączyłam radio, akurat leciało Don’t Stop zespołu Foster The People, czyli jedna z moich ulubionych piosenek. Podśpiewywałam pod nosem, przyrządzając sos. W międzyczasie gotował się makaron. Gdy już dania były gotowe, zobaczyłam, że Liam wyłączył światła w jadalni i postawił na stole świece. W ogóle wszystko było ślicznie przystrojone.
Jedliśmy trzymając się za ręce i rozmawiając o przyszłości: że chłopaki nagrają nowy album, że trzeba zaplanować wesele, dokupić do domu kilka rzeczy. Niby pierdoły, a ważne. Po posiłku wstawiłam naczynia do zmywarki, a potem poszliśmy do salonu i usiedliśmy na podłodze przy kominku. Objęłam kolana(a właściwie kolano i protezę) rękami i wpatrywałam się w skupieniu w ogień. Liam przyniósł mi koc i założył nam go na ramiona, ponieważ gdy obok mnie usiadł, wtuliłam się w niego. Zaczęliśmy się całować. Najpierw co kilka minut, niewinnie, ale potem coraz częściej, przylegając do siebie i ocierając się. Oboje wiedzieliśmy, czego chcemy. Poszliśmy na górę, a Payne oficjalnym gestem otworzył drzwi sypialni. Wokół łóżka z satynową pościelą stało mnóstwo zapachowych – czekoladowych! – świeczek, a na szafkach nocnych z ciemnego drewna stały dwa kieliszki z czerwonym winem. Osłupiona patrzyłam to na wystrój, to na Liam’a, a potem go pocałowałam. Zamknął za nami drzwi i nie dało się nie wyczuć napięcia seksualnego między nami. Ale było coś jeszcze. Uczucie. To, czego zawsze mi brakowało w Heath’u. Poczucie bezpieczeństwa i miłość. Wracając do sytuacji przy kominku zaczęliśmy się rozbierać…
Rano obudziłam się naga, w satynowej pościeli i wtulona w Liam’a. Nadal miałam w głowie każdy zapamiętany centymetr jego ciała, każdy gest, ruch, to uczucie, gdy był we mnie. I finał, bez porównania z niczym innym. Nieziemski.
Świeczki zdążyły wygasnąć, ale zauważyłam, że wczoraj nie dopiłam do końca swojego wina. Zrobiłam to teraz, chodź i tak byłam już pijana z miłości. Chciałam wstać i wziąć prysznic, ale wtedy mój narzeczony otworzył oczy i zauważył, że chcę wstać, więc przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Ty łotrze – mruknęłam z zadowoleniem i wtuliłam się w niego z powrotem. Przeciągnął się i pocałował mnie w rozczochraną głowę.
- Zostańmy dzisiaj cały dzień w łóżku – stwierdził, patrząc w sufit. – I tak jest weekend.
- Co się stało z tym pracowitym, młodym chłopakiem, którego tak podziwiałam? – parsknęłam śmiechem.
- Zniknął wraz z blaskiem świec – powiedział poważnie, a potem oboje wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. – Zrobić ci śniadanie? – spytał.
- Jeśli chcesz, tylko muszę się ub…
- Śniadanie do łóżka – uśmiechnął się, wstał i ubrał tylko bokserki, a następnie zszedł na dół. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście: przepiękny dom, najlepszy seks świata i jeszcze… śniadanie do łóżka. Dobra, zaczynam brzmieć jak Plotkara, opanuj się, Valerie. Ale nie mogę ukrywać, zależało mu na mnie. A czy ja robiłam coś, żeby mu podziękować? No, może oprócz spraw łóżkowych… Muszę się ogarnąć. Skończyć szkołę i znaleźć jakieś studia. To, że jestem niepełnosprawna fizycznie, wcale nie znaczy, że psychicznie.
(perspektywa Jeanette)
- Podobno Valerie i Liam robią dzisiaj parapetówkę – odparł Harry, gdy leżeliśmy na kocu w parku.
- No robią, robią. Tylko pytanie, co im takiego nowego dać? – zastanowiłam się i położyłam na plecach, zasłaniając oczy dłonią, bo raziło mnie słońce.
- Louis daje im Sharpay.
- Co? – na wpół usiadłam, podpierając się na łokciach.
- Sharpay, córkę pani Stylinson – wyjaśnił.
- To czekaj… Carrot, Pussy, Sharpay i…?
- Fray – uśmiechnął się.
- Ale dlaczego akurat Sharpay?
- Bo jest taaaaka podobna – stwierdził. - Ty możesz im kupić toster. I niech się głowią, jak on działa – zatarł złowieszczo ręce.
- Toster dobra rzecz – stwierdziłam, a on pochylił się nade mną i pocałował mnie. Byłam zaskoczona, bo nigdy nie „odwalał” takich rzeczy w miejscu publicznym. Na szczęście siedzieliśmy w cieniu drzewa, a w parku było mało osób, głównie matki z dziećmi i staruszkowie, więc nikt tego nie zauważył. W sumie to gdy Harry do mnie nie przyjeżdżał to się nudziłam: Valerie cały czas z Liam’em, a reszta ekipy gdzie? W Londynie. Nawet moja najlepsza przyjaciółka przeprowadziła się na jakiś czas do Simon’a, żeby nagrywać album. Nie miałam jej tego za złe, bo spełniała marzenia, ale…
- Mogę poznać waszą stylistkę? – spytałam między pocałunkami.
- Lou? – uniósł brew.
- Tak, no wiesz, mamę małej Lux itd. – dodałam, a Harold pokiwał głową.
- No przecież jestem jej wujkiem chrzestnym, bicz, plis – parsknął śmiechem. – Jasne, czemu nie? – dodał. – Ale ona mieszka w Londynie, więc…
- Spoko Maroko i tak chciałam przyjechać do Londynu na wakacje. Fajnie, Blair wróci tu na egzaminy, a ja pojadę tam – westchnęłam.
- Masz talent, serio – założył mi odstający kosmyk włosów za ucho. – Nie znam się na modzie, ale Zayn widział kilka twoich projektów i mówi, że są genialne. Ja sam, patrząc na nie, mam to samo odczucie…
- Staram się, pracuję – wzruszyłam ramionami i zaczęłam się przyglądać jego twarzy. – Nie jesteś taki idealny. Znaczy, z wyglądu – stwierdziłam. – Masz trądzikową cerę i trochę ci się włosy przetłuszczają – dodałam, przegryzając wargę. – Zabawne, że zauważam to teraz.
- Bardzo – prychnął, ale nie był ani trochę urażony. Chwilę później szeroko się uśmiechnął: - Zabawne, że zauważasz to po tym co zaszło w Paryżu.
- Tak tylko mówię – mruknęłam i oboje położyliśmy się na plecach. Wpatrywaliśmy się przez dłuższy czas w bezchmurne niebo i trzymaliśmy za ręce. Idealny dzień z idealnym(z charakteru) chłopakiem.
(perspektywa Louis’a)
- Justin Bieber’s on replay, he’s on replay – śpiewał Niall jedząc przyrządzoną przeze mnie brejowatą jajecznicę. Ten gość serio pochłonie wszystko.
- Co ty tam dodałeś? Czy to…? – Zayn przyjrzał się potrawie. – Cynamon?!
- CO?! MYŚLAŁEM, ŻE TO PIEPRZ!
- Dlatego Harry gotuje w tym domu – dodał, jak zawsze przeżuwając, blond Żarłok.
- Ale Harry wyszedł z Jeanette, a ja zaraz wychodzę na autobus, a wy sami sobie gotujcie, jak macie stroić fochy – mruknąłem, wiążąc sznurki przy bluzie na kokardę.
- Przecież masz prawko – wtrącił Brandford Boi, a potem się chwilę zastanowił. – A, no tak, ta cała Olive!
- A co tam u Audrey? – spytał nagle Niall, kończąc swoją jajecznicę i wpatrując się błagalnie w talerz Malik’a.
- Następnym razem sam się zajmuj kuzynką, wiesz Lou? – podał mu swój talerz, a Irlandczyk zaczął pochłaniać. - Blair mnie z nią zobaczyła i teraz myśli nie wiadomo co o mnie.
- Sorki – mruknąłem do niego. - Ja w każdym razie wychodzę. Sajonara kurwa biczes! – pomachałem im i wyszedłem z domu, a potem poszedłem na autobus. Prowadziła go Olive, uśmiechnięta na mój widok.
- O której kończysz? – spytałem.
- Dzisiaj o 15 – powiedziała. Zapłaciłem za bilet i „ubarwiałem jej życie” aż do końca zmiany. Potem spytałem, czy ma ochotę na spacer. Zgodziła się.
- To… no cóż, głupio się przyznać, ale czytałam o tobie – zmieszała się lekko, a ja tylko kiwnąłem głową. – No i znalazłam kilka wywiadów… A potem zdjęć… Rany Boskie, dobra, po prostu spytam: Louis, czy ty jesteś gejem?
- Jestem biseksualny – odparłem prosto z mostu.
- To znaczy, że ty i Harry…? No wiesz, to braterska miłość czy…?
- Czemu WSZYSCY o to pytają? – lekko się zirytowałem.
- Ok, nie ma tematu, rozumiem – wyprostowała się. – No to jak życie?
- Powiem ci, nieźle, nieźle… Liam się już wyprowadził, chodź Niall go nie chciał puścić – zaśmiałem się.
- Wyprowadził? – uniosła brew.
- Mieszka ze swoją narzeczoną, w lipcu biorą ślub. W sumie nie powinnaś tego wiedzieć, bo chcieli to ogłosić po ślubie, ale wydajesz się być osobą godną zaufania – powiedziałem iście szlacheckim tonem.
- Azaliż milordzie nie śmiem rzec słowa do mediów!
- Milady – skłoniłem się niczym hrabia, a potem wybuchnęliśmy takim śmiechem, że zaczęły nas boleć brzuchy, więc musieliśmy usiąść na ławce.
- Umówisz się ze mną? – spytała nagle po wielkim ataku głupawki.
- Jasne, gdzie i kiedy? – uśmiechnąłem się lekko, chodź  w środku wręcz kipiałem radością.
- Wieczorem jest premiera „Domu w głębi lasu”, co ty na to? – odparła.
- Tylko pamiętaj, że jak będę piszczał, to twoja wina – parsknąłem śmiechem. – Przyjadę po ciebie. O której?
- Premiera jest o 9, więc coś koło tego – uśmiechnęła się. – Muszę spadać odebrać moją siostrzenicę z przedszkola, wiesz? Zobaczymy się wieczorem, pa – odparła i pocałowała mnie w policzek na pożegnanie. Do domu wróciłem cały w skowronkach i mimo słonecznej pogody śpiewałem „I’M SINGING IN THE RAAAAIN!!!”.

___________________________________________________________
No i jest rozdział, tadaaaaam. Dobra, mam fangirling na 50 obserwujących. Serio. OMFG nigdy jeszcze tylu nie miałam. Nie no, MEGAHARDCOREFANGIRLING ŚPIEWAJĄC CALL ME MAYBE *____________________*
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘ-KU-JĘ! *_________*
A skoro 50 obserwujących, a komentuje ok. 30, to... Z DEDYKACJĄ DLA TYCH, KTÓRZY KOMENTUJĄ ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

@MargaaStyles (a na limicie @MargaaOfficial) xx